Co nam zostało z tych (zielonych) lat…?
O tym, że Wrocław położony jest w dorzeczu 5 rzek wie niemal każdy mieszkaniec. To, że miasto leży w niezbyt zdrowej, bo bagnistej niecce wie już niewielu. To, co dla naszych poprzedników było zaletą, a więc łatwość otaczania średniowiecznego miasta fosami pełnymi wody, dla nas – współczesnych wrocławian, jest utrapieniem. Nie dość, że ciągle brakuje nam mostów, to jeszcze na dodatek jakikolwiek głębszy wykop wymaga specjalnych zabiegów. Złośliwi nazwali kiedyś podziemne przejście na pl. Społecznym największą stacją filtracyjną wody odrzańskiej – przez źle wykonaną konstrukcję woda niemalże przesiąkała do przejść jak przez durszlak, aby być z powrotem przepompowana do Odry. Takie to są skutki zbyt krótkiego obcowania z naturalnym środowiskiem Wrocławia i co zatem idzie nieznajomości uwarunkowań środowiskowych,
I o ile wiedza wynikająca z doświadczenia, zanika wraz z jej dysponentami, o tyle „materialne” zapisy pozostają. Użyłem cudzysłowu nie bez powodu. Otóż tą „materią” mogą być zarówno rzeczy lub inwestycje, z którymi mamy kontakt bezpośredni oraz zapisy myśli i poglądów zilustrowane wizjami i projektami.
Nasi poprzednicy „w temacie” ekologicznym wiedzieli, że tzw. Międzyrzecze, tj. obszar miasta położony między rzekami: Bystrzycą i Ślęzą, to teren raczej nie nadający się do zamieszkania. Dlatego też nie może dziwić niewielki obszar zabudowany na terenie tzw. Nowych Żernik. Współczesne badania wykazały, że zabudowano tylko to, co było „zdatne” do użytku (piszę tutaj o ulicach Grabowej i Bukowej). Dziwić może natomiast pomysł zrealizowania na pozostałym pustym terenie WuWy-2 – sztandarowego projektu Europejskiej Stolicy Kultury…
Wiedzieli oni również, że Odra to raczej kapryśna rzeka. I dlatego pozostawili na terenie miasta zielone enklawy, które w chwilach nadmiaru wody w korycie, mogłyby zostać zalane prewencyjnie. Mieszkańcom Kozanowa w roku 1997 nie ma co tego przypadku tłumaczyć.
Wiedzieli także, że obszar Nowego Dworu, to raczej bagnisko związane z rozlewiskami rzeki Ślęzy i dlatego też ulokowali tam ogrody działkowe. Co najbardziej zastanawiające i nasi decydenci wiedzieli, jednak postanowili w tym bagnie utopić wielkie osiedle.
Całość wiedzy o naturalnym środowisku Wrocławia nasi poprzednicy postanowili zapisać w planie miasta w postaci kilku klinów zielonych wbijających się daleko w tkankę miejską. W klinach tych lokowali wszystkie te elementy, które w naturalny sposób blokowały presję inwestycyjną. Były to cmentarze, ogrody działkowe, naturalne lasy miejskie bądź nowe parki. Tereny wodonośne w dorzeczu Oławy i pola irygacyjne dopełniły w naturalny sposób całość modelu.
W swej postaci docelowej składał się on z klinów (por. il. nr 1):
– północno-zachodniego (1) zapewniającego najlepsze przewietrzanie centrum miasta dzięki okresowym wiatrom wiejącym wzdłuż doliny Odry z tego kierunku, aż do pl. Kromera;
– wschodniego (2), umożliwiającego penetrację od strony Brzeziej Łąki, aż po pl. Kromera
– południowo-wschodniego (3), związanego z terenami wodonośnymi, kończącego się na pl. Społecznym;
– południowego (4), zaczynającego się na Wojszycach, a kończącego się w Małpim Gaju, tj. na terenie dzisiejszego Centralnego Dworca Autobusowego;
– południowo-zachodniego (5), od Muchoboru Wielkiego, zakończonego ogrodami działkowymi w bezpośrednim sąsiedztwie największych i najbardziej uciążliwych dla miasta zakładów przemysłowych.
Ilustracja 1: „Klinowa” struktura systemu zieleni miasta Wrocławia (oprac. autora)
Model „klinowy” uzupełniony był „organicznym”, tj. projektowanym równolegle z terenami zabudowy, systemem obszarów zieleni wysokiej w postaci parków i skwerów oraz ogrodami działkowymi. Kompozycje przestrzenne tych realizacji nawiązywały zarówno do najnowszych trendów w projektowaniu (np. miasto-ogórd na obszarze tzw. Wielkiej Wyspy), jak i w znakomity sposób wykorzystywały zastaną substancję „naturalną”. Sztandarowymi ilustracjami są tutaj zarówno Park Szczytnicki, stworzony w oparciu o istniejący las grądowy, jako i Ogród Botaniczny wykorzystujący jedną z odrzańskich odnóg wraz z reliktami zieleni wysokiej związanej z dawnymi terenami pofortecznymi. Ewenementem jest Park Południowy, który powstał w terenie „dziewiczym”, tylko dlatego, że ówczesny właściciel większości terenów postanowił zarobić znacznie więcej na parcelach budowlanych położonych przy projektowanym parku. Ówczesne władze miasta kilka lat nie chciały przyłożyć ręki do tego „szemranego” interesu.
Po roku 1945, gdy Wrocław był „morzem” gruzów, wizjoner urbanista prof. Wacław Wdowiak postanowił wzbogacić krajobraz miasta o „góry” a jako budulec wykorzystać ów gruz. To wówczas powstało Wzgórza Andersa „umacniając” klin południowy (4) oraz wzgórze na Mikołajowie powiększające klin południowo-zachodni (5). Obok nich usypano również górkę na pl. Słowiańskim oraz przy ul. Racławickiej. W ówczesnej sytuacji „wzgórza” umożliwiły szybkie odgruzowanie, a docelowo w zamyśle pomysłodawcy miały stać się „twardymi” elementami zielonej struktury miasta.
Przez wiele lat system zielonych klinów był jednym z podstawowych elementów struktury przestrzennej miasta. Świadczyć o tym może ostatni plan wykonany w roku 1988 przez Pracownię Planu Ogólnego Miasta Wrocławia pod kierunkiem mgr. inż arch. Włodzimierza Szostka jako Głównego Projektanta (por. il. Nr 2) – kolory zielony i żółty.
Ilustracja 2: Plan ogólny zagospodarowania przestrzennego Wrocławia na 2000 rok
Z chwilą nadejścia nowych czasów, nadeszły również nowe obyczaje. Dzisiaj możemy w prasie przeczytać o wycięciu blisko 30 000 drzew i nasadzeniu nowych… 3 000, o czy z dumą informują urzędnicy magistraccy obiecując chyba w ramach aktualnej kampanii wyborczej do samorządu gminnego strategię dla nasadzeń we Wrocławiu. Oczywiście z nadzieją, że w jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast europejskich dożyją one swojego wieku „produkcyjnego”. Na naszych oczach dogorywa klin południowy, gdyż wspomniany powyżej Małpi Gaj niebawem zamieni się w tak niezbędną w naszym mieście kolejną Galerię Handlową.
Po blisko 12-letnich rządach, można jedynie napisać: Dziękujemy ci Panie Prezydencie! I powiedzieć dzieciom i wnukom, kto „zapewnił” im mieszkanie na betonowej pustyni.
A mogło być tak pięknie. Wystarczyło jedynie na bieżąco „odrabiać lekcje” z przeszłości.
p.s. Ilustracje pochodzą z książki Danieli Przyłęckiej pt. „Odbudowa i rozwój Wrocławia w planach zagospodarowania przestrzennego z lat 1945-1994”, nakładem autorki, Wrocław 2006/2007
p.s. Artykuł ukazał się po raz pierwszy w „Słowie Wrocławian” z lipca 2014 (nr 64) na stronie 10 pod tytułem: „Co nam zostało z tych (zielonych) lat…?”.
Dodaj komentarz