Debating is trendy…

Posted on piątek, 2 lipca, 2010 o 11:52 w

Proponując tych kilka refleksji, nie mam tutaj bynajmniej na myśli „debat” medialnych ze znanym wynikiem, tylko te, które toczą się niejako w cieniu tamtych „przełomowych” medialnych harców…

Pierwsza, o której napiszę nosiła polsko brzmiący tytuł „Socjal media day”. Podobno językiem urzędowym w naszym kraju jest język polski – co więcej jest on nawet prawnie chroniony – ale… debata odbywała się na Uniwersytecie Wrocławskim, który – jak wszyscy wiemy z historii – zawsze prekursorem winien być! No i zamiast mówić o mediach społecznościowych „debatowaliśmy” o socjal media… Zaś co do meritum: najciekawsze dla mnie były wnioski po wystąpieniu posła Michała Jarosa z PO, który to właśnie tym SM (a co, może być PR to i może być eSeM – no nie!) zawdzięcza fakt wejścia do Sejmu z 17 miejsca na liście wyborczej swojej „jednostki”. Na pytanie: dlaczego w obecnej kampanii tak słabo wypada jego „macierzysta” PO poseł odpowiedział jedynie, że… zaproponował swoje know how!

Dużo czasu zajmowało uczestnikom pastwienie się nad nk.pl. Tutaj „słychać” wyraźnie było zdominowanie wiedzy dyskutantów w przedmiocie sporu przez medialny, a nie faktograficzny stan. Po raz nie wiadomo który, otwartym uchem było słychać, co mogą czynić nieobiektywne media żonglujące na „faktami” medialnymi. Okazało się jednocześnie, że nie żyjemy w świecie amerykańskiego prawa tylko polskiego, a prawnicy dotychczas je formułujący kształceni są m. in. na Uniwersytecie Wrocławskim. Ze swej strony przytoczę wypowiedź jednego z moich znajomych prawników, który na moją sugestię, czy aby nie najwyższy czas aby przezwyciężyć błędy metodologiczne prawodawstwa PRL-owskiego w III RP, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: a z czego my, prawnicy będziemy żyli!

To, co najciekawsze w takich spotkania, to dyskusje kuluarowe. W pierwszej podjąłem sią roli adwokata Partyka Wilda, broniąc jego koncepcji zaprezentowanej podczas Debaty o Mieście. Interlokutorowi próbowałem uzmysłowić (cytując myśl gen. de Gaule`a o podziale ludzi na inteligentnych i intendenturę), że zarzuty na temat rozkładów jazdy pociągów/tramwajów lub cen biletów nie są z gatunku „inteligentnych”, tylko z gatunku „intendentury”. Twierdziłem również, że warto dyskutować o „kamieniach milowych” koncepcji Wilda (kiedyś w rozmowie prywatnej zaproponowałem autorowi, aby raczej nie mówić o Me-Tramie lecz jedynie o tramwaju poruszającym się po torowisku tramwajowym ułożonym na terenach kolejowych), a której to dyskusji BRAK. W drugiej dyskusji zaś odnosiliśmy się do „syndromu Jarosa” komentując, że widać takie ociężałe intelektualnie jest nasze życie polityczne na poziomie państwowym. Zgoda zapanowała w kwestii „samorządowej”, gdzie na tym poziomie wyborów, bohater mimo woli jako skutek okoliczności – Paweł z Wyboru – mógłby zostać radnym tylko dzięki głosom zainteresowanych powodzią w mieście, w którym tej powodzi – zdaniem Ratusza – po prostu nie było! Ot, tak kolejna figura medialna: nie było, a wygrać może!

Druga debata w szacownych salach Rady Miejskiej Wrocławia poświęcona była problematyce metropolii / aglomeracji / centralizacji / decentralizacji Wrocławia – słowem prawie jak współczesne oglądanie telewizji z pilotem w ręku. Aby nie wpadać w sprawozdawczość typu radiowego (trzy zdania na wątek) pozwolę sobie na kilka w miarę usystematyzowanych refleksji na temat wypowiedzi prelegentów oraz czasami dopisanie kilku słów własnego komentarza do nich. Ponieważ najlepiej pamięta się to, co było na końcu więc jako pierwszy „załapuje” się były Marszałek naszego Województwa, który w kwestii decentralizacji Wrocławia apelował o eksperyment w małej skali, proponując ni mniej ni więcej tylko… wójta Lipy Piotrowskiej i Świniar w randze wiceprezydenta oraz w podobnej tytulaturze – burmistrzów Leśnicy i Psiego Pola. Za ważne uznał fakt, że dzięki temu władze Wrocławia „zrównają” się w kontaktach i kompetencjach z władzami gmin ościennych. Marszałek popadł w spór z byłym Wicewojewodą w kwestii sensowności pisania przez Wrocławian ustawy metropolitalnej, jednak po niejakim czasie okazało się, że spór był wynikiem jedynie błędem interpretacji wypowiedzi. Gość z Krakowa – jako człowiek z zewnątrz – w pełnej ekspresji formie przedstawił panoramę socjologiczną problematyki centralizacji / decentralizacji. W konkluzji wskazał na Święto Ulicy / Dzielnicy / Osiedla jako jeden z ważniejszych elementów w tej „grze”. Prezentacja historii podziałów Wrocławia uzmysłowiła uczestnikom, że większość problemów egzystencjalnych, dla których nie ma akceptacji społecznej ma swoje korzenie… właśnie w tych podziałach – inne są granice „sądowe”, inne „skarbowe”, a jeszcze inne dla odśnieżania. Były Wojewoda – obecnie Wrocławska Agencja Rozwoju Regionalnego – we właściwy osobie o wykształceniu ścisłym sposób omówił całą otoczkę problematyki ustawy o Wrocławskim Obszarze Metropolitalnym. Najważniejszą konkluzją było zalecenie stosowania w procesie decyzyjnym stosowania metody podwójnej większości. Dyrektor Wojewódzkiego Biura Urbanistyczne zaprezentował tło – szachownicę, na której toczy się wrocławska gra o bycie metropolią. To co wprawiło mnie w lekkie zdziwienie to silne wyeksponowanie w jego słowach Wiednia i Bratysławy – jako trzeciego brakującego wierzchołka trójkąta z Wrocławiem jako elementem centralnym – przy braku takowych relacji w pracach planistycznych (np. brak autostrady z Wrocławia na południe…). Ciekawie natomiast zabrzmiała koncepcja przedłużenie kolei "Y" w kierunku Świdnicy, Wałbrzycha, Kłodzka… Z wypowiedzi jednego z Wiceprezydentów przebijała o natomiast konkluzja, że „władze” wiedzą, jak jest, ale nie bardzo wiedza, co z tym uczynić… Od siebie dodam, że chyba argument o możliwości „miecia do czynienia ze Mną” okazuje się być w tym przypadku za słaby…

Nad całością debaty unosił się „duch” samorządności: tłamszony przez wszystko wiedzących urzędników o mentalności ruskich czynowników oraz lekceważony przez atomizowanych przez PRL obywateli – póki co pisanych małą literą. Być może za jakiś czas te dwa złe „produkty” z przeszłości spotkają się w jakimś Hyde Parku i tam spokojnie ustalą swoje „strefy oddziaływania”, z korzyścią dla obu stron. No i, przede wszystkim z korzyścią dla Miasta i jego Mieszkańców. Wedle słów Pana Przewodniczącego RM zwiastuny zmian już widać…

Skomentuj

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Top