Kultura masowa a kultura mas – Panu Patrykowi ad vocem
Wrocław ma piękny Rynek – to fakt. Ależ ile miast (dolno)śląskich zdobyło się na podobny wysiłek? Kawiarnie itp. – też fakt poza dyskusją. Tylko dlaczego jesteśmy katowani w Rynku muzyką "cygańską" od rana do późnego wieczora. Jeśli takie (w co wątpię) jest życzenie mas, to czy rolą ludzi świadomych roli kultury w życiu Narodu nie jest – dyskretne i z sensem – proponowanie ich innych rodzajów i interpretacji. I tutaj uwaga: nie jest nią dla Polaków (podkreślam, Polaków) wsłuchiwanie się w odgłosy bębnów tybetańskich (przy całym szacunku dla ICH kultury) ani oglądanie wypocin jakiegoś niezrównoważonego psychicznie nihilisty anglosaskiego kręcącego film w oparciu o scenariusz wątpliwej konduity "autorytetu" popkultury (koincydencja przypadkowa).
W kwestii towarzystwa – takowe znalazłem na tych "ekranach" – zarówno w virtualu, jak i w realu. Z wieloma poglądami – oględnie mówiąc – nie zgadzam się, ale parafrazując Wańkowicza: wymieniam poglądy i nie odczuwam gwałtownej pustki w głowie.
Co do opinii w Polsce na temat Wrocławia napiszę tak: wszędzie dobrze (a nawet jeszcze lepiej) gdzie nas nie ma!
Wymieniając / nie wymieniając [i]Opera, Wratislavia, Nowe Horyzonty[/b] zwróciłem jedynie uwagę na "eksportowy" charakter tych przedsięwzięć konfrontując z ubogą ofertą dla "tubylców". Tylko tyle!
Zaś w kwestii owych "najeźdźców". Uważam, że – nieobciążeni przeszłością i złymi nawykami – zawsze byli i są główną siłą napędową rozwoju (co widać w ostatnich latach we Wrocławiu). To, co najbardziej im zagraża, to brak zrozumienia ciągłości historii ludzi i miejsc. Dla niektórych wrocławian ul. Jedności Narodowej – to nadal ul. Stalina (kto to pamięta?), a dla dużo większej grupy – pl. Jana Pawła II to nadal pl. 1 Maja. W pogoni za "postępem i nowoczesnością" niszczone były – i nadal, być może (pl. Nowy Targ), będą – obiekty i miejsca i tradycje związane z historią Wrocławia ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie tak dawno w jednej z audycji telewizyjnych, na pytanie redaktora o żywotność Targu Maślanego w Nowym Sączu, wiceprezydent miasta odpowiedział, że nikomu do głowy nie przyszłoby zlikwidować coś, co od z górą 100 lat (dekret cesarza Franciszka Józefa) służy sprzedającym a przede wszystkim kupującym. I porównajmy: plac Nowy Targ – jak sama nazwa wskazuje – winien być targiem, tylko że nowym, a co będzie? Parking pod spodem, a na wierzchu będzie to, co wyjdzie! Dlaczego tak piszę? Otóż kilka lat temu jedna z grup studenckich zaproponowała nowoczesną formułę targu: na czas targowania wyjeżdżają spod powierzchni placu stanowiska kupieckie połączone windami z zapleczem magazynowo-składowym. Po zakończeniu targowania stanowiska kupieckie "zapadają się", by udostępnić przestrzeń placu innym instalacjom pojawiającym się również "spod ziemi". To jest właśnie to "coś", czego nam brakuje, a nie jakaś fontanna (która jest n-tą na świecie). To z powodu braku zrozumienia "miejsca" będziemy mieli podziemny horror a"la USA. Tak się składa, że to właśnie tubylcy – mieszkańcy "od zawsze" – latami obcując z miejscem i interesując się przeszłością, "wpadają" na rekonstrukcje ogrodów biskupich i udostępnienie ich szerokiej publiczności! Parafrazując: jak z obecnym biskupem chodziło się do szkoły podstawowej, to bez skrępowania można z nim rozmawiać o rzeczach z pozoru niepoważnych… Ale do tego trzeba owego zakorzenienia, którego "najeźdźcom brak.
Pisząc zaś o braku inspirującej roli magistratu wspomnę jedynie historię Klubu Dziennikarza (było kiedyś coś takiego, w połowie wydłużonej drogi między redakcjami gazet wrocławskich, cenzurą i komendami służb wszelakich). Ale "skończył się" z chwilą wypowiedzenia umowy najmu przez SPOŁEM. Jeśli dziennikarze nie dorośli do tego, żeby go odtworzyć, to magistrat winien zadać sam sobie pytanie o rolę kulturotwórczą takiej instytucji. Czasami wystarczy drobna inspiracja! Reszta to kwestia woli.
Ale, aby zadać pytanie, trzeba wiedzieć JAKIE!
Dodaj komentarz