“Niemcy” na poważnie
Do tego wpisu zbodźcował mnie artykuł Beaty Maciejewskiej, która była łaskawa napisać o bitwie, której nie było. Zatem ja postaram się udowodnić, że we Wrocławiu nie było również "Niemców", a jeśli byli to, co najwyżej, ludzie mówiący od czasu do czasu po niemiecku. Zatem ad rem. W tym roku mija 900 rocznica wojny obronnej toczonej przez Bolesława Krzywoustego w związku z najazdem cesarza Henryka V, Z bożej łaski Cesarza Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, króla Niemiec. Najazd ten pośrednio świadczy o tym, że wówczas "Niemców" było ci u nas na lekarstwo. Zapewne pojawili się oni w dużej liczbie po najeździe mongolskim, kiedy to władcy zmuszeni byli przywilejami ściągnąć nowych poddanych. W połowie XIV w. Wrocław przechodzi pod panowanie czeskie. Co prawda, w Czechach panowała wówczas dynastia luksemburska to jej pierwszy monarcha, Jan Luksemburski ginął na polu bitwy pod Crécy z okrzykiem "Nie będzie to, żeby czeski król z pola ucieka". Godzi się nadmienić, że jego gniazdo rodowe w 60% znajduje się obecnie w granicach… Belgii. Za rządów jego syna Karol IV Luksemburskiego z łaski Bożej cesarza rzymskiego, po wieki Augusta, króla Niemiec i Czech, margrabiego Brandenburgii i Moraw oraz hrabiego Luksemburga Praga była najbardziej kosmopolitycznym miastem w środkowej Europie. A Wrocław ze Śląskiem był najprawdopodobniej jedną z "pereł w koronie". Po Jagiellonach, węgierskim królu Macieju Korwinie, Jerzym z Podiebradów w 1526 roku tron praski obejmują Habsburgowie. Co prawda mówili po niemiecku, ale trudno przypisywać im "niemieckość z racji duże stopnia "zeuropeizowania" – Ferdynand I Habsburg był synem króla Kastylii Filipa I Pięknego i królowej Kastylii Joanny Szalonej. Po 1618 roku i przegranej bitwo pod Białą Górą, w Czechach i zapewne na całym Śląsku rozpoczął się proces przechodzenia dóbr ziemskich w ręce stronników zwycięskiego Ferdynanda II Habsburga, syna arcyksięcia austriackiego regenta Styrii, Karyntii i Krainy Karola Styryjskiego i księżniczki bawarskiej Marii Anny Wittelsbach (babką jego była Anna Jagiellonka, córka króla Czech i Węgier Władysława II Jagiellończyka i Anny de Foix). Skonfiskowano majątki protestantów (połowę wszystkich posiadłości ziemskich) i przekazano go lojalistom i sojusznikom (to z tych czasów pochodzi niemiecka arystokracja w Czechach np. Trautmannsdorfowie, Schwarzenbergowie, Liechtensteinowie). (…) Habsburgowie zlikwidowali niezależność Królestwa Czech, tworząc z niego własną dziedziczną prowincję, tępiąc język czeski i kulturę oraz nasilając germanizację.. I taki stan trwał aż do 28 lipca 1742 kiedy to podpisano traktaty pokojowe z Prusami – Śląsk przeszedł pod władzę Prus. Czy byli oni "Niemcami", to dość trudno powiedzieć, gdyż większość poddanych stanowili zgermanizowani Słowianie, sami zaś Hohenzollernowie wywodzili się ze Szwabii (zatem należałoby o nich mówić Szwabowie). Oficjalnie Niemcy pojawili się we Wrocławiu z chwilą proklamowania Cesarstwa Niemieckiego z Wilhelmem I jako dziedzicznym cesarzem.
Jak można skonstatować z "Niemcami" we Wrocławiu mamy do czynienia w taki sam sposób jak z "Polakami" na wschodnich rubieżach I Rzeczypospolitej.
Odwoływanie się do "królewskości" Wrocławia zakrawa na megalomaństwo. Co najwyżej można byłoby się odwoływać do tradycji patrycjuszowskiej, w przeważającej części protestanckiej i niemieckojęzycznej, w zależności od okoliczności ulegającej częściowej polonizacji. Najlepszym dowodem tutaj są liczne zakazy używania języka polskiego w kościoła i urzędach. Tych, których nie zniemczono, "udało" się po 1945 roku przegnać za Odrę, w ramach dość specyficznego rozumienia polskości, zagwarantowanego jedynie dla "repatriantów", ze szkodą dla tubylców. Godzi się wspomnieć, że do 1945 najbardziej polskim rejonem był obszar w rejonie Laskowic i Jelcza, gdzie odsetek ten wynosił blisko 90%. Ale kogo to dzisiaj obchodzi. Ważna jest jedynie "Europa", obojętnie co by to miało dla nas oznaczać.
Dodaj komentarz