Słonie i słoniątka w polskim składzie porcelany
Tytułowymi słoniami są… partie polityczne, które w swoich ocenach rzeczywistości nazbyt często rozmijają się z prawdziwymi nastrojami społecznymi. Co ciekawe, w swoim dziele poruszania się po "składzie" zawsze znajdują chętnych "towarzyszy podróży". Co zastanawiające – owi towarzysze, to najczęściej pieczeniarze, co to i swojego interesu nie zaniedbają. Wielkie i ociężałe "słonie", zatroskane o "paszę" gwarantującą przetrwanie, zdają się tego nie zauważać! Jako przykład podam losy telewizji publicznej: dominujące "słonie", nie mogąc dorwać się do magazynu "paszy" postanowiły go zniszczyć. Dzielnie w tym dziele sekundują im… właściciele stacji komercyjnych uważając – i słusznie – że taki magazyn zawsze będzie istniał, ale najważniejszym jest to, kto trzyma do niego klucze! A "słonie" miast rozdzielić "zapasy" między głodny lud… na złość odmrożą sobie uszy – jak mawia stare przysłowie. Ale te uszy już nie odrosną…
Niewiele od nich różnią się słoniątka. Co prawda mniejsze, ładniejsza, bardziej nieporadne i ogólnie bardziej sympatyczne, poruszają się po naszym składzie z równą gracją. Dysputy o Honorowym Obywatelstwie Wrocławia zdają się dobrze oddawać ich stany emocji oraz rozpoznawalność nastrojów społecznych… Za dodatkową ilustrację owej zagubienia i nieporadności niech posłuży historia opowiedziana przez jednego z działających na niwie publicznej społeczników: otóż w publicznej sprawie zadzwonił on do urzędu z pytaniem o losy pilotowanej przez niego "sprawy". I miast rzeczowej odpowiedzi przypisanej urzędniczej doli usłyszał, co urzędnik miał do powiedzenia w tej sprawie, a swojej niedoli. A miał wiele, obelżywych słów nie wyłączając (?). Nie sądzę, aby słowa te nie dotarły do odnośnych władz. No i co? Ano nic.
Zaś rzeczywistość w składzie porcelany najlepiej opisał film "Solidarni 2010". Dzięki niemu słonie, i być może słoniątka, dowiedziały się o sobie trochę prawdy, No i zawrzały świętym oburzeniem. Najbardziej ubawiła mnie opinia o jednostronności wypowiedzi… twórców filmu. Pytam się: dlaczego Andrzej Wajda razem z Kazimierzem Kutzem, wespół w zespól, nie wzięli do rąk kamer aby nakręcić własną wersję wydarzeń? Zapewne – ze względu na wybitność twórców jak ich niewątpliwą "autorytetywność" – powstałoby dzieło wybitne. A tak, słowa odpłyną, a mowa ekranu pozostanie pusta…
A lud nie doczekawszy się wypowiedzi autorytetów będzie zmuszony wziąć sprawy w swoje ręce, zaś sympatyczne ociężałe fizycznie i umysłowo zwierzęta zamknąć w rezerwacie, bądź w jakimś dochodowym safari na Mazurach…
p.s. Stylistyka inspirowana przemyśleniami kręgów kierowniczych UMWD…
Dodaj komentarz