Urbanistyka a geopolityka
Redaktor naczelny poprosił mnie o kolejny artykuł na temat urbanistyki. A ponieważ wyniki wyborcze we Wrocławiu raczej nie nastraja optymistycznie (grozi nam tzw. „stara bieda”), to postanowiłem wrócić „do korzeni”.
Nieoceniona kopalnia wiedzy wszystkich wykształconych z wielkich miast, tj. wikipedia.pl informuje, że urbanistyka to nauka o planowaniu miast i osiedli oraz ich powstawaniu i historii rozwoju. (…) odnosi się do łacińskiego słowa urbs, określającego miasto Rzym (w odróżnieniu od słowa civitas, które oznacza miasto). (…) zajmuje się analizą struktur miejskich i na tej podstawie opracowuje koncepcje planistyczne. Zadania urbanistyki obejmują minimalizację konfliktów interesów użytkowników poszczególnych obiektów budowlanych i ochronę środowiska, zarówno przyrodniczego, jak i kulturowego.
Podstawą jakiegokolwiek myślenia o przyszłości jest dobre rozpoznanie stanu istniejącego, zwane przez fachowców inwentaryzacją. Dopiero po jej wykonaniu i sprecyzowaniu wynikających z niej wniosków, urbanistyka „rozgrywana” może być w dwóch skalach: mikro i makro. Skala mikro to np. projektowanie osiedla domków jednorodzinnych, skala makro – to projektowanie w skali miasta bądź aglomeracji. Na wyższym poziomie mamy planowanie przestrzenne obejmujące województwo, region bądź kraj.
Jak zatem spoglądać na tych „wizjonerów” Nowego Porządku Świata, którzy w początkach XX wieku „zaplanowali” Europę po Wielkiej Wojnie? Z perspektywy minionych lat widać wyraźnie, że prawie nikt nie wykonał należycie „prac inwentaryzacyjnych”, bez których wszelka „konstrukcja przestrzenna” budowana w oparciu o fałszywe przesłanki nie może być poprawna. Z tego powodu była II-ga wojna światowa z niezliczoną masą niewinnych ofiar i również z tego powodu na początku XXI wieku mamy u polskich granic wojnę na Ukrainie…
Piszę to po lekturze książki Piotra Zychowicza pt. „Opcja niemiecka”. Autor nie może pogodzić się z faktem, że politycy polscy okresu II RP nie przygotowywali innych scenariuszy, poza tym który im „sam” wyszedł we wrześniu 1939 roku.
Mam ciągle nieodparte wrażenie, coraz częściej graniczące z pewnością, że mało kto we współczesnej Polsce zdaje sobie sprawę z potrzeby wykonania „inwentaryzacji” historii naszej Ojczyzny. Świadomie nie piszę o Polsce, aby uniknąć kolejnych sporów o Koronę lub Rzeczpospolitą. W tym stanowisku utwierdza mnie między innymi twórczość Gabriela Maciejewskiego, który to w swoich Baśniach udziela odpowiedzi na stawiane sobie pytania, odpowiedzi szukając jedynie w książkach już wydanych… I ku jego zdziwieniu, po zestawieniu opisywanych przez autorów faktów, coraz częściej nie może wyjść z podziwu z powodu schematyzmu myślenia naszych historyków!
Ilustracja 1: Królestwo Polskie za panowania Kazimierza Wielkiego (1333-1370)
Wracając do „inwentaryzacji” naszej historii natrafiamy na pytanie o Rzeczpospolitą. Zaglądając ponownie na strony wikipedia.pl czytamy, że Rzeczpospolita – staropolskie określenie państwa o republikańskim ustroju politycznym (z łac. Res Publica = republika, rzeczpospolita). A zatem nic o monarchii, koronie, monarsze, dynastii… Nieodparcie nasuwa się więc pytanie kiedy to monarchia stała się tak naprawdę republiką. Zapewne Władysław Łokietek był monarchą z prawdziwego zdarzenia, podobnie Kazimierz Wielki.
Ludwik Węgierski 17 września 1374 roku w Koszycach, w zamian za uznanie przez szlachtę praw do korony polskiej jednej ze swych córek wydał przywilej generalny, w którym szlachta uzyskała:
- ustanowienie jednego podatku w wysokości 2 groszy od domu lub osady (podymne), zmniejszone z 12 groszy z łana
- zobowiązanie do nieustanawiania nowych podatków bez zgody rycerstwa (z wyjątkiem stałego podatku);
- zwolnienie od obowiązku budowy i naprawy zamków (z wyłączeniem sytuacji, gdy odbudowy wymagałyby umocnienia pograniczne na Rusi Halickiej, zagrożone wojną, lub gdy na budowę nowego zamku wyraziłaby zgodę cała szlachta);
- urzędy tylko dla Polaków (np. starosta), urzędy grodzkie (kasztelan) dla szlachty danej dzielnicy, dodatkowo urzędy te nie mogły być dziedziczne;
- zwolnienie szlachty z obowiązku utrzymywania dworu królewskiego w czasie jego podróży po kraju;
- obowiązek wykupu z niewoli szlachcica i sołtysa stających do wyprawy wojennej.
A potem już poszło gładko… Król Władysław II Jagiełło i jego następcy, często w interesie prywatnych interesów dynastii, zdejmowali odpowiedzialność za państwo ze szlachty, nadając kolejne przywileje1.
Odpowiedzialność za dobro wspólne jakim jest państwo zeszła na drugi plan. Została zastąpiona indywidualnym egoizmem ekonomicznym i kresowymi obyczajami politycznymi wzorowanymi na obyczajach turański…
Pytanie aktualne brzmi: czy warto ten model kontynuować? Dzisiaj w kostiumie demokracji i „wolnego rynku” ?
p.s. Artykuł ukazał się po raz pierwszy w „Słowie Wrocławian” z grudnia 2014 (nr 69) na stronie 14 pod tytułem: „Heartland, Rimland, Polska… i co dalej”.
Dodaj komentarz