Urok starych neonów
W tzw. minionych czasach był pewien urząd, który zajmował się myślami Polaków. Była to cenzura mieszcząca się na ulicy Mysiej. I to w dużej mierze dzięki owej cenzurze Polacy wykształcili w sobie zdolność „czytania między wierszami”. Zdolność ta polegała na tym, aby wyczytać w słowach pisanych to, czego ówczesna władza nie chciała nazywać dosłownie. Na początku była to finezyjna gra, gdyż przeciwnikami „władzy ludowej” byli ludzie wychowani w czasach II-giej Rzeczypospolitej. Później, z biegiem czasu, język stał się bardziej toporny, niejako „na chama” przekazujący zafałszowane treści. I tak „przejściowe chwilowe trudności w zaopatrzeniu” stały się synonimem permanentnych braków wszystkiego (tzw. pustych półek), zaś „krótkotrwałe przerwy w pracy” lub „planowe przestoje” opisywały szerokiej publice zjawisko coraz częstszych strajków.
Inną przestrzenią walki o świadomość Narodu były ówczesne neony. Młodym w tym miejscu wyjaśnię, że były to rurki wypełnione różnymi szlachetnymi gazami podłączone do prądu, który przepływając przez ten gaz powodował świecenie w różnych kolorach w zależności od rodzaju wypełnienia. Naukowo brzmi to następująco: neon – popularna nazwa lamp wyładowczych opracowanych w 1910 roku przez Francuza Georges’a Claude, zaraz po wynalezieniu przezeń zasady funkcjonowania lamp neonowych, w zastosowaniu do reklam zewnętrznych. Jest rozwinięciem rurki Geisslera (za wikipedia.pl). Urok neonów polegał na tym, że świecące napisy składały się z fragmentów, które nie zawsze świeciły jednocześnie. I to owe „braki w świeceniu” otwierały szerokie pole do nadinterpretacji. I tak np. słynny wrocławski neon, zainstalowany na przeciwko wyjścia z Dworca Głównego PKP, miast świecić pełną treścią „Dobry wieczór we Wrocławiu” informował, że „Dobry …zór we Wrocławiu”, co natychmiast skłaniało do głębszej analizy przekazu „w temacie” żur bądź ozór, a w ogóle to być może w kwestii ortografii. Nasze ówczesne Rodeo Drive, tj. ul. gen. Karola Świerczewskiego, jarzyło się neonami hoteli, kin a nawet… bawełny. To, co było urzekające w tym przekazie, to mnogość krojów liter i pomysłowość autorów. Najwybitniejszym zaś osiągnięciem tej sztuki reklamowej był neon DH „Kameleon”, który zgodnie ze swą nazwą świecił w kilku zmieniających się systematycznie kolorach – jednak i tu zdarzały się „przejściowe, chwilowe trudności w temacie zapewnienia ciągłości komunikowania barwy”, jakby napisały ówczesne „przekaziory”…
Dzisiejsze komunikaty zwane naukowo podprogowymi – co potocznie można byłoby określić jako robienie „wody z mózgu” – są mniej finezyjne, aczkolwiek również i one zmuszają do dłuższego zastanowienia. Niedawno, w internetowym wydaniu „Gazety Wrocławskiej”, przeczytałem wypowiedź rzecznika wrocławskiej Straży Miejskiej, który pytany o powody zatrzymania (i skucia kajdankami) młodego człowieka na Wyspie Słodowej stwierdził, że „zero w alkomacie wcale nie wskazuje, że nie było faktu picia alkoholu”. Również na tych łamach przeczytałem, że jednojezdniową dwupasmową Aleją Wielkiej Wyspy pojedzie mniej pojazdów niż planowaną dwujezdniową czteropasmową Obwodnicą Śródmiejską, a to pomimo tego, że obie prowadzone tym samym śladem. Konia z rzędem temu, który zrozumie oba wyżej przytoczone stwierdzenia.
Stare polskie porzekadło mówi, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Spokojnie można stwierdzić, że czasy starych często niepalących się neonów bardzie pobudzały twórczo wyobraźnię odbiorców niż dzisiejszy przekaz on-line. Nawet wówczas, kiedy nie świeciły…
p.s. Artykuł ukazał się po raz pierwszy w „Słowie Wrocławian” z maja 2014 (nr 62) na stronie 10 pod tytułem: „Twórczy przekaz starych neonów”.
Dodaj komentarz