Węgry: czego o nich mieliśmy nie wiedzieć

Posted on poniedziałek, 18 marca, 2024 o 20:00 w

Konspekt wykładu wygłoszonego 18 marca 2024 roku w Klubie Ronina w Warszawie

Na początek jedno zastrzeżenie: wszystko co Państwo usłyszą, to moje poglądy, które ukształtowane zostały podczas kilkuletniego członkostwa w Radzie Instytutu im .Wacława Felczaka i są także wynikiem wielu rozmów podczas spotkań towarzyskich przy winie, czasami niestety nie węgierskim. Ale od grudnia 2023 roku na wrocławskim rynku mamy restaurację węgierską ze znakomitym Egri Bikawerem i równie znakomitą, bo prawdziwą kuchnią węgierską, więc szlachectwo będzie zobowiązywać…

Kiedyś pozwoliłem sobie napisać następujące słowa:

nie ma nic bardziej inspirującego od rozmowy z Węgrem, którego większości działań nie popieram, ale którego większość poglądów akceptuję.”

Mówiąc mniej filozoficznie: każda rozmowa z Węgrem zmusza do spojrzenia na rzeczywistość oczami drugiej strony.

Tyle tytułem wstępu. A teraz ad rem.

Zacznijmy od relacji z Ukrainą.

Węgrzy mówią mi, że za czasów Związku Radzieckiego prawa mniejszości węgierskiej na terenie obecnie ukraińskiego okręgu zakarpackiego były większe niż dzisiaj. I nijak idzie im wytłumaczyć, że Ukraina ma wielki problem z mniejszością rosyjską. Również nie przyjmują do wiadomości oczywistego dla większości Polaków faktu „grania” mniejszościami w ZSRR. Ostatnio słyszymy o konsekwencjach tego „grania mniejszościami”, jako jednego z głównych powodów konfliktu azersko-ormiańskiego.

Podobno minister spraw zagranicznych Węgier coś tam ostatnio wynegocjował w tej sprawie, ale szczegółów nie znam…

A teraz relacje z USA.

Na początek ważna uwaga. To co my nazywamy relacjami transatlantyckim, na Węgrzech rozumiane jest jako relacja „atlantycka”, i to jedynie w odniesieniu do Wielkiej Brytanii.

To niezauważanie Stanów Zjednoczonych sięga czasów po Traktacie Wersalskim, kiedy to Mendel House, lobbujący w Wersalu interesy amerykańskie, wrócił do USA po podpisaniu Traktatu Wersalskiego, a zwycięskie państwa europejskie – przede wszystkim Francja – postanowiła rozliczyć się z resztówką po Austro-Węgrach, za nic mając deklarację Wilsona o przestrzeganiu zasady samostanowienia narodów przy wyznaczaniu granic nowych państw.

W traktacie z Trianon 60 procent Węgrów pozostało poza granicami Węgier.

I to Węgrzy uważają za pierwszą zdradę USA.

Drugą zdradą według nich jest porzucenie planów inwazji na Bałkany, co doprowadziło do upadku Hortyego, deportacji obywateli węgierskich pochodzenia żydowskiego do Auschwitz oraz finalnie do sowieckiej okupacji Węgier.

Trzecią zdradą było medialne obiecywanie wsparcia militarnego w październiku 1956 roku i późniejsze porzucenia myśli o jakiejkolwiek interwencji zbrojnej.

Dzisiaj dopełnieniem jest przysłanie na ambasadora pana, który ma żonę lub męża płci męskiej…

Relacje z szeroko rozumianą Europą

Kluczem do zrozumienia obecnej polityki Węgier jest klęska projektu budowy gazociągu „Nabucco”. „Zdaniem niektórych ekspertów, Nabucco miało stanowić alternatywę wobec rosyjskiego monopolu na dostawy gazu do Europy Środkowo-Wschodniej. Z projektu zrezygnowano w 2013 roku” – to cytat z Wikipedii. Zapomniano napisać kto zrezygnował oraz w jakim momencie!?

Pierwsza nitka Gazociągu Północnego zwanego Nord Streamem została oddana do użytku 8 listopada 2011, a druga 8 października 2012. Oficjalnie nikt nie zauważa zastanawiające koincydencji zdarzeń.

Niestety Węgrzy uprawiają politykę w stylu habsburskim, to znaczy negocjują po cichu i w cichości przeżywają porażkę, by w przypadku sukcesu głośno chwalić się nim. Moim zdaniem gdyby projekt Nabucco było nagłaśniany mocniej, zapewne nie skończyłby na śmietniku historii.

O Grupie Wyszehradzkiej

Jej inicjator pan Akos Engelmayer co prawda odwołał się do historii dwóch zjazdów niemalże rodzinnych, na których to polski król Kazimierz Wielki – brat najważniejszej kobiety ówczesnych czasów, tj. Elżbiety Łokietkównej, królowej Węgier, wraz ze swoim szwagrem Karolem Robertem porządkowali naszą część Europy, jednak w jego argumentacji nigdy nie wybrzmiała idea andegaweńska, której koncepcja zrodziła się w papieskim Rzymie. Koncepcja ta zakładała zbudowanie pasa „zjednoczonych” przy tronie papieskim królestw, które wspólnie oddzielałyby Święte Cesarstwo Rzymskie od Cesarstwa Bizantyńskiego. Na ten pas złożyć się miały królestwa: Neapolu, Węgier i Polski. Szczególną rolę papiestwo przeznaczyło dynastii andegaweńskiej, jako tej, która trwała wiernie przy Papieżu. O Ludwiku IX Andegawenie polska wikipedia podaje, że „był […] głęboko religijny. […] zorganizował i sfinansował w 1248 r. kolejną VI wyprawę krzyżową dla obrony Ziemi Świętej” , którą „poprowadził osobiście”. I dalej „Choć krucjata zakończyła się klęską, a sam Ludwik IX przez pewien czas pozostawał w niewoli egipskiej, to gdy wrócił w 1254 r. uznany został za największego wśród monarchów Europy obrońcę chrześcijaństwa.” Wspomniany król Ludwik był rodzonym bratem Karola, króla Sycylii i Neapolu, tytularnego króla Jerozolimy. Żoną Karola była Maria Węgierska z narodowej dynastii Arpadów, która w wianie wniosła „dobra rodowe” w postaci swoich ciotek, późniejszych świętych: Kingi i Małgorzaty oraz błogosławionej Jolenty Heleny. Wspomniany Karol był dziadkiem polskiej świętej Jadwigi, zaś wspomniana Jolenta była jej prababcią, gdyż Jolenta była teściową Władysława Łokietka. Można zauważyć zbieżność koncepcji papieskiej z realizowaną polityką dynastyczną ostatnich Arpadów i Piastów. Odważę się postawić tezę, że to węgierskie złoto utorowało Łokietkowi drogę do tronu krakowskiego. Na nieszczęście, zarówno Polski jak i Węgier, realizacja idei andegaweńskiej trafiła w ręce Jagiellonów, nierozeznanych w uwarunkowaniach ideologiczno-politycznych leżących u jej zarania.

Tak więc dzisiejsze problemy Grupy mają swoje korzenie w nieznajomości tej późnośredniowiecznej koncepcji politycznej i dzisiaj doświadczamy jedynie skutków tej nieświadomości.

Powyższe twierdzenie nie dotyczy jednak Viktora Orbána, który jako kalwin, a po spotkaniu z hierarchami kościoła katolickiego stwierdził, że: „niewiele z tego zrozumiał, ale jedno wie – bez kościoła katolickiego nie da się na Węgrzech zrobić nic”. I dlatego czyni to, czego III RP do końca nie zrobiła, między innymi oddał w polskie ręce (bo węgierskich wówczas brakowało) olbrzymi kompleks poklasztorny w Egerze czy przenosząc siedzibę Kancelarii Premiera do odbudowanego dawnego klasztoru na Wzgórzu Zamkowym.

Podczas jednej z wielu moich rozmów na temat współpracy wyszehradzkiej pewien dyplomata stwierdził, że z Polakami to pozostałe kraje mają „na pieńku” z jednego powodu. Tym powodem jest obawa o polski zamiar zdominowania Grupy. Co prawda Viktor Orbán od zawsze twierdzi, że „on niczego przed Polakami nie uczyni” i na moją wątpliwość co do tak postrzeganego następstwa zdarzeń, tj. z jednej strony my Polacy, mamy być pierwsi, a gdy jesteśmy pierwsi, to podejrzewa się nas o niecne zamiary, ów dyplomata stwierdził: „dajcie nam na początku wygadać się, a zapewniam, że mówiąc na końcu wasze argumenty i tak przeważą!

Od zawsze mówię to Węgrom: „My, Polacy, znamy Rosjan jak zły szeląg – od przekupstwa, poprzez zesłania lub rusyfikacje, aż do Katynia. Wy Węgrzy – podobnie dobrze znacie Turków. W sprawie Niemców zawsze możemy rozmawiać. I tego trzymajmy się!” Niestety, widać każdy w tej części Europy musi zaliczyć swoje „baty” – tu warto wspomnieć Czechów, którzy szlochając na widok wjeżdżających w sierpniu 1968 roku sowieckich czołgów wołali: „Jak nam to mogliście zrobić! Przecież tak was kochamy…

Kilka słów o dumie narodowej w kontekście realnej polityki

Duma narodowa Węgrów, urażona traktatem z Trianon, nie pozbawiła ich klasy politycznej realnej oceny sytuacji. Gdy traktat z 4 czerwca nakazywał zniszczenie całego uzbrojenia armii honwedów, Węgrzy wyczyścili swoje magazyny wysyłając wszystkie swoje zasoby do Skierniewic dla walczącej z bolszewikami armii polskiej (dzisiaj przed dworcem kolejowym w Skierniewicach stoi pomnik upamiętniający to wydarzenie) . Na jednej z narad z początków lat 20. XX wieku czołowi węgierscy politycy podjęli decyzję o sojuszach strategicznych Węgier – za jedynego wiarygodnego sojusznika uznali wówczas jedynie Polskę. Cały system edukacji na Węgrzech został temu podporządkowany tak dalece, że w szkołach węgierskich uczono hymnu „Bożę coś Polskę” po polsku i węgiersku. Dlatego też nie może dziwić postawa społeczeństwa węgierskiego, a także ich państwa wobec Polaków po klęsce wrześniowej – grunt przygotowywany był przez dziesięciolecia… Być może postawa Polaków, szczególnie Wrocławian w roku 1956, była odpowiedzią na tamte wydarzeń.

Standard polityki habsburskiej (który ja określam jako „tu i teraz natychmiast!”) doprowadził do sytuacji, w której Benesz swoim Dekrecie za kolaborantów z okupantem faszystowskim uznał zbiorowo i Węgrów. Przemilczany jest fakt, że ci „faszyści” sprzedawani byli na targu niewolników po drugiej stronie granicy Kotliny Kłodzkiej, niczym na targu niewolników w Stambule Gdy na jednej z konferencji poświęconych mniejszościom pogranicza, pani naukowiec rozwodząc się o losie biednych Niemców sudeckich – upomniana przeze mnie – cicho powiedziała: „Ach, przepraszam! Zapomniałam…” I wówczas zaległa cisza…

Jednak duch XIX-wiecznej madziaryzacji – moim zdaniem wygenerowany celowo przez dwór wiedeński podobnie do problemu ukraińskiego w Galicji, nadal straszy. Madziaryzacja prowadzona metodami administracyjnymi na terenie ziem Korony Świętego Stefana, ze Słowaków, którzy w 1848 roku opowiedzieli się po stronie rządu Kossutha uczyniła tak dalece skrajnych anty-Węgrów, że w wikipedii słowackiej na temat blisko wspólnej tysiącletniej historii jest tylko 28 linijek i to jeszcze pod tytułem: Pod panowaniem Habsburgów, a sam zapis jest w konwencji: Węgrzy przyszli, Węgrzy wyszli

Jako Polak życzący Węgrom jak najlepiej zadałem sobie pytanie w jakim języku dopisywać te brakujące setki linijek. I na swój użytek, ale również na użytek publicznych wystąpień, przyjąłem zasadę nazywania miejsc i miejscowości w języku wówczas państwowym, zawsze dodając w nawiasie współczesne nazwy! Moją zasadę ugruntowałem wówczas, gdy w Transylwanii otrzymałem wspaniały atlas historyczny wydany po angielsku, w którym na mapie XV-wiecznej Rusi Halickiej odnalazłem miasto Lemberg, by potem w zupełnie innym tekście przeczytać, że ok. roku 1250 król Czech z królem Węgier podpisał pokój w Preszburgu. A wówczas to w pierwszym przypadku był to królewski Lwów, lub być może Leopolis, a w drugim przypadku pokój podpisywany był zapewne po łacinie w węgierskim Pozsony, a wówczas po polsku w Pożoniu, to jest od roku 1919 w dzisiejszej Bratysławie. Podążając tym tropem później doszukałem się kilkudziesięciu historycznych nazw stolicy Słowacji.

Świadomie wspomniałem o Transylwanii, gdyż tylko my i Niemcy widzimy ten Siedmiogród, którego nazwa jest zapewne kalką językową austriackiej nazwy Siebenburger. Cała Europa pisze o Transylwanii, a ja złośliwie czasami wspominam o Zalesiu Dolnym, w przeciwieństwie do znanego mi z autopsji Zalesia Górnego… A przecież już Rej pisał, że my Polacy nie gęsi…

Podczas moich kwerend nieustannie spotykałem nazwę Polish–Lithuanian Commonwealth jako anglojęzyczną nazwę Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W czasach PRL uczono mnie, że wspomniany Commonwealth to związek dawnych kolonii brytyjskich. W związku z tym pojawiło się pytanie o to kto w naszej Rzeczypospolitej i kogo kolonizował? I tak sprawdziłem jak z podobnym problemem nazewniczym poradzili sobie Anglicy w odniesieniu do Trzeciej Rzeszy?

Otóż Anglicy nazywają to państwo German Reich. A więc można? Ano, można! Tak nie lubiany w Polsce pan Aleksandr używa nazwy Rieczpaspalitaja (Рэч Паспалітая). Więc nam chyba nawet i do tych gęsi daleko…?

Teraz coś o języku węgierskim.

Moim zdaniem twierdzenie o trudności języka węgierskiego jest przesadzone. Podejrzewam, że takie twierdzenie jest celowo kolportowane, aby odstraszyć potencjalnych chętnych. Otóż Węgrzy – podobnie jak Niemcy – orzeczenie stawiają na końcu zdania. Wyrazy tworzą podobnie jak Niemcy, umlautu używają… podobnie jak Niemcy! Historia po niemiecku – to geschichte, a po węgiersku történelem – a więc trzeba się trochę wysilić. I na koniec trzeba wiedzieć, że węgierskie „s” czyta się jak polskie „sz”, a węgierskie „a” – jak „o”. A więc nie „Balaton”, ale Boloton. No i jeszcze pozostaje akcentowanie pierwszej sylaby, co zdecydowanie gubi końcową część wyrazu, utrudniając zrozumienie..

Zawsze oburzam się wewnętrznie i źle myślę o mówiącym, gdy słyszę niepoprawnie wymawiane nazwiska oficjeli węgierskich, co świadczy nie tylko o braku elementarnej wiedzy, ale przede wszystkim o braku szacunku dla człowieka. To tak mniej więcej jakby zamiast nazwiska pana Józefa mówić „or-zel”, bo tak odczytujemy poszczególne litery.

Gdy przywołuję nazwę największego jeziora węgierskiego, to w uszach brzmi skojarzenie „boloto, boloto”… Tak, to słowiańskie błoto, gdyż tak w czasach przed zajęciem ojczyzny przez Węgrów nazywano ten zbiornik wodny. Co więcej, w historii było nawet Księstwo Błatneńskie, o którym na ekranie polskiej Wikipedii czytamy: Księstwo Błatneńskie (także Księstwo Zadunajskie lub Księstwo Panońskie) – słowiańskie państwo istniejące w drugiej połowie IX wieku w zachodniej części Kotliny Panońskiej, między Dunajem na północy i wschodzie, Murą i Drawą na południu a Rabą na zachodzie. Stolica księstwa znajdowała się w mieście Blatnohrad (późniejszy Mosaburg, dziś węgierska wieś Zalavár) na południe od jeziora Balaton.

Zajęcie ojczyzny po węgiersku Honfoglalás, zostało dokonane przez siedem plemion Madziarów. Jeszcze nie dotarłem do prawdopodobnej liczby członków każdego z plemion, ale na pewno prawdziwe jest stwierdzenie, że było ich zdecydowanie mniej niż ludności zamieszkującej te tereny od wieków. Więc nazwa tego błota nie może dziwić…

Na zakończenie jeszcze kilka słów o polityce historycznej.

Podczas jednego z pierwszych pobytów w Budapeszcie zapamiętałem, że na placu przed Parlamentem, po drodze do pomnika prezydenta Reagana stał sobie pomnik Imre Nagyego. Pomyślałem: „No, oczywiste – to bohater!” I jakież było moje zdziwieni, gdy zauważyłem jego brak! Otóż pomnik premiera został zastąpiony pomnikiem ofiar czerwonego terroru… w którym Nagy uczestniczył jako członek rządu Beli Kuna. Jednak pomnik pana Imrego nie został zniszczony, lecz przeniesiony w okolice domu, w którym mieszkał…

No i wreszcie o polityce jak najbardziej aktualnej.

Gdy po wyborach w 2003 roku blok wyborczy Viktora Orbána wygrał (podobnie jak ostatnio Prawo i Sprawiedliwość), ale aby utrzymać władze musiałby pójść na zgniłe kompromisy, Premier stwierdził, że nie będzie brał władzy na takich warunkach mówiąc, że interesuje go pełnia władzy absolutnej danej przez Naród. I czekał na to 8 lat, a Naród dał mu większość konstytucyjną.

Ostatnio podobny pogląd wyraził w jednym z wywiadów Paweł Kukiz…

Jeszcze post scriptum

Trwa proces, w wyniku którego być może János Esterházy zostanie wyniesiony na ołtarze. Jego postać wspaniale nadaje się na patrona Grupy Wyszehradzkiej. Syn arystokraty węgierskiego i Elżbiety Tarnowskiej, córki hrabiego Stanisława Kostki, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, przywódca Węgrów zamieszkujących Czechosłowację, a później Słowację. Jedyny deputowany słowacki, który głosowała przeciwko deportacji obywateli pochodzenia żydowskiego. W 1945 roku porwany na ulicy w Bratysławie i skazany w Moskwie za kolaborację z faszyzmem, zwolniony z łagru, by trafić przed sąd czechosłowacki za kolaborację z faszyzmem, z wyrokiem śmierci, zamienionym na dożywocie, zmarł w więzieniu w Mirovie w 1057 roku. Osobisty wróg Gustava Husaka.

W marcu 2009 za niesienie pomocy polskim uchodźcom w czasie II wojny światowej został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2011 r. otrzymał (pośmiertnie) Nagrodę im. Jana Karskiego.

Właśnie w marcu na Węgrzech obchodzone są hucznie jubileusze urodzin świętych polsko-węgierskich: 800-lecia świętej Kingi i 650-lecia świętej Jadwigi.

I przypominam, że w latach 1469-1490 węgierski król Maciej Korwin był również królem Wrocławia. Od stycznia 2023 jego popiersie eksponowane jest w sali głównej Starego Ratusza we Wrocławiu. Słowem, „król Maciej wrócił do swoich poddanych”. W tej sali po każdych wyborach radni składają przyrzeczenie…

Pro domo sua, a więc kilka słów o Instytucie Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka

Po pierwsze: uczymy języków – języka węgierskiego w Polsce uczy się młodzież szkolna, języka polskiego – oprócz młodzieży węgierskiej, uczą się studenci uczelni kształcącej przyszłych urzędników i funkcjonariuszy państwowych (policja, wojsko, straż graniczna).

Po drugie: od sześciu lat corocznie w ostatnim tygodniu sierpnia prowadzimy Letni Uniwersytet na zamku w Krasiczynie, na którym spotykająca się młodzież z Polski i Węgier spędza czas, zarówno słuchając wykładów i paneli dyskusyjnych, jak i wspólnie bawiąc się przy polskiej i węgierskiej muzyce.

Po trzecie: w minionym roku po raz pierwszy w Budapeszcie i Krasiczynie zorganizowaliśmy Uniwersytet Wyszehradzki, na którym młodzież z krajów wyszehradzkich mogła lepiej poznać się, również wysłuchując wykładów i paneli.

Po czwarte: osobiście zaproponowałem powołanie w liceach klas wyszehradzkich, w których zainteresowana młodzież miałaby dwa dodatkowe przedmioty: lingwistykę porównawczą oraz historię porównawczą. Lingwistyka miałby pokazywać istotne podobieństwa i różnice językowe, zarówno w pisowni, jak i w znaczeniach słów. Historia miałby podpowiadać odpowiedzi na przykład na pytanie: po której stronie byli Słowacy, Czesi, Węgrzy i Polacy w bitwie pod Grunwaldem?

Niestety ówczesny wiceminister, nie raczył na moje pismo w tej sprawie nawet odpowiedzieć! Nazwiska przez litość nie wspomnę, ale nie ma go już w obecnym Sejmie… nad czym nie ubolewam!

Po piąte: na własny użytek opracowałem wyszehradzkie „Abecadło porównawcze, które zawiera 76 liter i znaków diakrytycznych.

Po szóste: na własny użytek stworzyłem wiki poświęconą historii naszej części Europy.

Zapis wideo: https://youtu.be/TLDlRXhRy1Q

Skomentuj

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Top