Wielka Wyspa bezradności…

Posted on piątek, 28 lutego, 2014 o 01:00 w

Po Niemcach, my, współcześni wrocławianie, odziedziczyliśmyz całym dobrodziejstwem inwentarzanajwspanialszą w Europie kompozycję przestrzenną miasta-ogrodu. Jednak od blisko 60 lat nie za bardzo wiemy, co z tym skarbem czynić.

I to zarówno ze wspaniałymi materialnymi wytworami ludzkiego intelektu, takimi jak Hala Berga czy Stadion Olimpijski, jak i ludzkiej wyobraźni, takimi jak koncepcja Howarda czy też – realizowane do niedawna w Pawilonie Czterech Kopuł – wizje Rybczyńskiego. A wszystko to zapewne z powodu przejęcia bez zniszczeń, jak i małej, bo liczącej ok. 30 tys., liczby mieszkańców.

Skarbem największym, unikatem w skali europejskiej jest Park Szczytnicki. I to zarówno ze względu na położenie w granicach dużego miasta, kompozycje roślinne, jak i występujące na jego terenie unikalne w skali Europy gatunki ptaków. Dlatego też jego ochrona od lat była oczkiem w głowie zarówno architektów krajobrazu, urbanistów, jak i botaników. Jednak ta ochrona nieustannie od lat była równocześnie utrapieniem włodarzy miasta.

Póki istniała PRL z jej „krótką kasą”, póty problemy z Wielką Wyspą jakby nie istniały. Gdy „wybuchła” demokracja z jej nieograniczonym kredytem, rzeczy dotychczas niemożliwe stawały się realne. Jednak na tę zmianę reguł gry nikt nie był przygotowany.

Pomysł EURO 2012, miast realizować się na zmodernizowanej murawie Stadionu Olimpijskiego (dzisiaj wiemy, że można było to zapewne uczynić za ok. 200 mln złotych), ostatecznie przeprowadzono na nowym Stadionie Miejskim. Nie dość, że wybudowanym za blisko 1 mld złotych, to jeszcze corocznie generującym koszty eksploatacji w wysokości kilkudziesięciu mln zł. Gdyby te pieniądze ulokować na Wielkiej Wyspie, to – poza wyremontowanym Stadionem – moglibyśmy mieć dzisiaj zapewne i nowy most, i przebudowany układ komunikacji, zarówno ulicznej, jak i zbiorowej.

„Wieść gminna” niesie, że Stadionu Olimpijskiego nie można było zmodernizować, gdyż nie było odpowiednich planów. Dziwne to o tyle, że o jego koniecznym remoncie gaworzyli jeszcze kolejni Towarzysze I Sekretarze „Przewodniej” Nieboszczki.

Zdaniem wielu orientujących się co nie co „w temacie Wielkiej Wyspy”, w modelu docelowym od zawsze ponoć funkcjonuje Obwodnica Śródmiejska. W twierdzeniu tym zawarta jest duża doza prawdy, acz nie całkowita, gdyż do 1939 roku toczyły się na ten temat dyskusje wśród planistów. Najlepiej o tym fakcie świadczyć może opracowanie (por. il. 1), w którym obok mostu „w ciągu obwodnicowym” pojawia się, będący naturalną kontynuacją ul. Na Niskich Łąkach, most „komunikacji zbiorowej”.

Ilustracja 1: Próby korekty komunikacji we wschodniej części miasta

Co ważne również i dzisiaj – pomimo braku rozstrzygnięć – ówcześni planiści nie zamykali możliwości dla innych przebiegów, zachowując dla nich niezbędne rezerwy terenowe, najczęściej na styku obszarów funkcjonalnych, tzw. „szwów”. Wracając do wspomnianego opracowania, warto zauważyć, że jego autorzy nie mieli obaw co do możliwości zakończenia wschodniego fragmentu obwodnicy na skrzyżowaniu obecnej ul. Kochanowskiego i ul. Moniuszki. Jak widać nie mieli wówczas zastrzeżeń co do skutków rozcięcia istniejących już wówczas obszarów budownictwa jednorodzinnego. Zapewne jednak ówczesny wskaźnik motoryzacji we Wrocławiu oscylował w okolicy 10 samochodów/1000 mkw (przy dzisiejszych 500/1000).

Powyższe uwagi na temat wschodniego odcinka obwodnicy, są o tyle ważne, gdyż współcześnie jej przebieg zdominował dyskusję o przyszłości Wielkiej Wyspy. A dyskusja ta, jak uprzednio wspomniano, nie może pomijać w żadnym wypadku kontekstu środowiskowego; zarówno przyrodniczego, jak i kulturowego. Jednocześnie poza dyskusją jest kwestia „organicznego” traktowania Wielkiej Wyspy jako integralnej części Wrocławia, jednak przy maksymalnym ograniczeniu – z powodu przyczyn, o których wspomniano wyżej – funkcji „tranzytowych”, szczególnie w odniesieniu do indywidualnej komunikacji samochodowej.

Wielka Wyspa – niczym dobra twierdza – otoczona zewsząd „odrzańską” wodą, zazdrośnie „strzeże” dostępu do swoich bogactw. Aby się do nich „dobrać”, niezbędne są mosty. A tych dzisiaj mamy cztery: Zwierzyniecki (Z), Szczytnicki (S), Jagiellońskie(J) i Chrobrego (C). W ujęciu funkcjonalno-przestrzennym współczesne „pole bitwy” zwane Wielką Wyspą przedstawia il.nr 2.

 Ilustracja 2: Wizje “umostowienia” Wielkiej Wyspy (oprac. autora)

Nasi poprzednicy, w różnym czasie i w różnych opracowaniach, przewidywali – oprócz wspomnianych uprzednio: mostu-kontynuacji ul. Na Niskich Łąkach (N) oraz mostu na Obwodnicy Śródmiejskiej – realizację mostów: na przedłużeniu ul. Mianowskiego (M) oraz Bartoszowickiego (B). Wydaje się, że bez ich realizacji Wielka Wyspa nie będzie mogła funkcjonować normalnie. I tak most „Mianowskiego” (M) – w równomiernych potokach rozłoży ruch z/w kierunku pl. Grunwaldzkiego, zaś most „Na Niskich Łąkach” (N) – odciąży pl. Społeczny z pojazdów zmierzających z/w rejon Dworca Głównego PKP i przyległych do niego Hub i Gajowic. Most „Bartoszowicki” (B) zdecydowanie przybliży do centrum miasta osiedle Strachocin-Wojnów, omijając jednocześnie, zarówno Wielką Wyspę, jak i rejon pl. Grunwaldzkiego.

Przy takim modelu funkcjonowania bezcelowym wydaje się budowa mostu „Południowego” jako elementu Obwodnicy Śródmiejskiej. Pierwotny jej przebieg zapewniał połączenie ówczesnych, tj. przedwojennych dzielnic peryferyjnych, które dzisiaj takimi nie są. Dlatego też bardziej sensownym wydaje się poprowadzenie jej południowym brzegiem Starej Odry (nazwijmy ten przebieg ul. Nowo-Opatowicką), by po przejściu tunelem pod Wyspą Opatowicką umożliwić dojazd, przez most „Bartoszowicki” (B) do największego skupiska mieszkańców Wielkiej Wyspy, tj. Biskupina i osiedla „Canaletta”, oczywiście z wcześniejszą możliwością skorzystania z mostu „Na Niskich Łąkach” (N), jednak przy znacznie ograniczonych prędkościach podróżowania, np. max 30 km/h. Ze względu na wymogi ochrony środowiska (dolina Odry + Natura 2000) proponowana arteria, na odcinku „powierzchniowym”, zrealizowana byłaby jako tunel naziemny, pełniący zarazem rolę wału przeciwpowodziowego. W sytuacjach ekstremalnych system grodzi wodoszczelnych umożliwiałby uczynienie z niego dodatkowego koryta przepływu fali powodziowej; podobne rozwiązania stosowane są od lat m. in. w Holandii.

We wszelkich pracach planistycznych i późniejszych działaniach inwestycyjnych i nie można zapominać, że inwentaryzacja stanu istniejącego wykazuje, iż na Wielkiej Wyspie mamy do czynienia z maksymalnym „nasyceniem” problematyką mieszczącą się w programie utworzenia w krajach Unii Europejskiej wspólnego systemu (sieci) obszarów objętych ochroną przyrody zwanym Naturą 2000 oraz w działaniach UNESCO. I te okoliczności włodarze miasta muszą traktować jako condicio sine qua non, to znaczy jako warunek, bez spełnienia którego nie można podejmować działań zmieniających stan istniejący; co przekłada się na sytuację, w której działania muszą być podejmowane za wiedzą Unii Europejskiej i UNESCO i wręcz ich przyzwoleniem, pod groźbą utraty przywilejów.

Dopiero tak sformułowane uwarunkowania stanowić podstawę do próby oceny tego, z czym mamy do czynienia z chwilą, gdy pojawiły się komplikacje wynikające z remontu ul. Marii Skłodowskiej-Curie. Sam remont, aczkolwiek niezbędny, w żaden istotny sposób nie wpłynie na zmianę sytuacji sprzed remontu. Tym bardziej, że remontowi nie zostanie poddany most Zwierzyniecki, z którym sytuacja jest o tyle skomplikowana, gdyż jako obiekt zabytkowy, musi być remontowany w zakresie nie przekraczającym 30% zmian w „materiale” pierwotnym. Sytuacja ta zmusza do wyboru między dwoma rozwiązaniami: pierwszym – polegającym na ograniczeniu nośności i drugim – na wybudowaniu pod istniejącym mostem nowej konstrukcji, na której spoczęłaby obecna konstrukcja. Można jeszcze rozważać możliwość przeniesienia go w całości w inne miejsce, jednak nawet i wówczas nowy most mógłby być niewiele szerszy od obecnego.

Oczywiście problem „umostowienia” współczesnego Wrocławia, to temat na osobną analizę. Na pierwszy rzut oka wydaje się on być jedynie problemem „przerzucania” kolejnych niezbędnych „kładek”. I to nie tylko nad Odrą, ale również nad pozostałymi wrocławskim rzekami: Oławą, Ślęzą, Bystrzycą i Widawą…

p.s. Artykuł ukazał się po raz pierwszy w „Słowie Wrocławian” z lutego 2014 (nr 59) na stronie 52 pod tytułem: „Wielka Wyspa bezradności”.

Skomentuj

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Top