Wyborcze rozpryski…
W piątek, w siedzibie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, uczestniczyłem w konferencji prasowej Komitetu Wyborczego Wyborców Polski Wrocław, podczas której zaprezentowano osobę kandydata Komitetu na prezydenta Wrocławia, wykładowcę Uniwersytetu Wrocławskiego profesora Tadeusza Marczaka. W Społecznym Komitecie Poparcia Profesora znaleźli się, między innymi: Marek Dyżewski – były rektor Akademii Muzycznej, Kornel Morawiecki – twórca i przewodniczący "Solidarności Walczącej", Grzegorz Braun – twórca filmowy, autor filmów: "Plusy dodatnie, plusy ujemne, Towarzysz Generał, Janusz Dobrosz – wicemarszałek Sejmu RP, Stanisław Michalkiewicz – znany publicysta radiowy i prasowy.
Podczas konferencji osoba zapewne reprezentująca jedną z redakcji, nie przedstawiając się, w obcesowy sposób zadała pytanie: Co konkretnie… i nie czekając na owe konkrety, pospiesznie opuściła konferencję.
Uprzednio – podczas wystąpienia kandydata – odbywała konferencję telefoniczną, zakłócając przebieg konferencji. Nie omieszkam poinformować jakie to konkrety Pani Redaktor odnotowała…
2. Spotkanie kandydatów z wyborcami
Również w piątek uczestniczyłem w comiesięcznym spotkaniu wrocławskiego Klubu Gazety Polskiej. Oprócz anonsowanych wcześniej kandydatów PiS, w osobach: Rafała Czepila i Przemysława Czarneckiego – kandydatów do Rady Miasta Wrocławia oraz Jarosława Hreniaka – kandydata do Sejmiku Województwa Dolnośląskiego w spotkaniu wziął udział jeden z twórców KWW Polski Wrocław, reżyser Grzegorz Braun. Główną osią sporu stał się stosunek do… konkretów, którymi mówcy zarzucali słuchaczy. Aktualny miejski radny prezentując konkretne dokonania swego 7-mio osobowego Klubu, wzbudzał wesołość przedstawiciela konkurencyjnego Komitetu. Z kolei monologi kandydata na kandydata wzbudzały polemiczne repliki aktualnego radnego Sejmiku. Zgromadzeni dowiedzieli się, że oba komitety jeszcze do niedawna prowadziły rozmowy o wspólnym starcie w wyborach. Dowiedzieli się, że Polski Wrocław wystąpił już 18 kwietnia z apelem do Pana Jarosława Kaczyńskiego z prośbą o wzięcie udziału w wyborach prezydenckich. Usłyszeli wiele argumentów mających świadczyć, o tym, że od 20 lat Wrocławiem rządzi ciągle ten sam układ towarzysko-biznesowy, którego obecni na sali radni są elementami. Oczywistym jest, że takie oceny wywołały polemiczne głosy ze strony adwersarzy, którzy przywołali nieśmiertelny argument o osłabianiu głównej siły opozycyjnej w Radzie Miasta – co wywoływało uśmiechy i oznaki dezaprobaty przedstawiciela KWW PWr. W dyskusji pojawił się również znany z każdej kampanii zarzut o rozbijaniu prawicy.
Również i ja pozwoliłem sobie zabrać głos w dyskusji stwierdzając, że:
– nie czuję się żadną prawicą, co najwyżej zwolennikiem ugrupowań i ruchów niepodległościowych,
– "rozbijałem" AWS jako kandydat w wyborach samorządowych startując z nie mającej szans listy Rodziny Polskiej, co w skali kraju zaowocowało uzyskaniem blisko 12-to procentowym poparciem,
– "rozbijałem" również "jedność" popierając Ruch pod nazwą Liga Polskich Rodzin (nie mylić z partią o tej samej nazwie),
– "rozbijacze" w postaci KWW PWr. reprezentują środowiska, które w poprzednich wyborach na prezydenta oddały swój głos na osobę Janusza Dobrosza, który wówczas osiągnął 7-mio procentowe poparcie.
Podczas polemiki, w której zadano mi pytanie o mój start w wyborach z list PiS w 2006 roku stwierdziłem, że:
– w poprzedniej kampanii znalazłem się na listach wyborczych w wyniku porozumienia zawartego przez środowisko Antoniego Macierewicza z Komitetem PiS, które przewidywało w skali kraju oddanie do dyspozycji piątych miejsc na wszystkich listach w całym kraju
– także w tych wyborach byłem gotów startować z tej listy, uzależniając ostateczną decyzję od uzgodnień w skali kraju. Wobec braku takowych,a w obliczu tragedii 10 kwietnia i wspaniałego wyniku Jarosława Kaczyńskiego oczekiwałem przekształcenia Społecznych Komitetów Poparcia w komitety wyborcze, które rzutem na taśmę przekują ten wynik na sukces w wyborach samorządowych.
Ponieważ zwycięzcy uznali 48-mio procentowe poparcie jako sukces partii, a moja ocena było odmienna – dlatego też zrezygnowałem ze startu z listy partyjnej.
Replikując zarzut o zbyt krótkim czasie na zmianę szyldu wyraziłem opinię, że w tej konkretnej sytuacji ten argument jest po prostu śmieszny!
3. Ach te konkrety…
Na marginesie wyżej opisanych spotkań nasunęła mi się taka oto refleksja historyczna: w czasach Wielkiej Solidarności przedstawiciele ówczesnej siły przewodniej, zarzucając destrukcyjną działalność antypaństwową, w dyskusjach – uciekając od istoty ówczesnych problemów – kierunkowali większość dyskusji na poszukiwanie… konkretów. Ich ulubionym zwrotem było sformułowanie: A co tak konkretnie Pan/Pani… I jeśli owych konkretów np. braku papieru toaletowego adwersarze nie chcieli konstruktywnie przedyskutować, to natychmiast byli oskarżani o bezproduktywne krytykanctwo… Ale to było dawno…
Dodaj komentarz