Zaduma nad 13 grudnia roku pamiętnego…
Zima była okrutna, za oknem złowrogie dźwięki helikopterów, Śniegu po kostki, siedziba "Solidarności" na ul. Mazowieckiej szczelnie otoczona przez przez kordon ZOMO. Czy warto było być internowanym, więźniem, wygnańcem, przymusowym emigrantem? Czy śmieć ofiar po 1981 r. była nadaremna? Ocena zbiorowa może być tylko pozytywna! I to z jednego powodu: dzisiaj każdy może robić to, co uważa za ważne i warte upublicznienia. Jak z tego korzystamy? Powiem ze smutkiem: gorzej niż źle. 20 lat zmarnowaliśmy!
Chodząc na liczne – ostatnimi czasy we Wrocławiu – spotkania, wykłady, promocje ksiażek, przypominają mi się lata 1980-81. Pamiętam, jak w bardzo krótkim czasie, zwykli ludzie "kończyli studia" z ekonomii, teorii zarządzani, historii, geopolityki. Tym łatwiej dostrzec miałkość dzisiejeszych dyskusji prowokowanych przez obie strony historycznego sporu. Podobnie rzecz ma się z aktualnym "wielkim sporem". Prymitywny – aczkolwiek bardzo wyrafinowany w formie – PR ma świadczyć o wyższości "nas" nad "innymi". Jedynie świadczyć – podkreślam – gdyż zarówno sprawa Mira, Grzecha & Co, jak i dobrowolnego oddania władzy, mieszczą sie w tej samej "poetyce" – poetyce zakłamania i fałszu. Nowe elity nie mają żadnych hamulców, zaś wroga upatrują w… samoorganizującym się społeczeństwie (chyba pomni doświadczeń 1980), a główną siłę napędową pacyfikując rajem Albionu…
Publicznie głoszona PRAWDA musi odpowiadać na ważne pytania, zarówno tyczące rzeczywistości jaki i przyszłości. Daltego ważne jest zarówno pytanie o obecność krzyży w szkole, jak i odpowiedź o przyszłość małej i średniej przedsiębiorczości we Wrocławiu. Odpowiedzią niech będą jedynie czyny w postaci poprawionego rozporządzenia bądź współpracy władz loklanych ze zorganizowanym środowiskiem kupieckim.
Prawdy nie można budować o iluzję nieistnienia polegającej na "znikaniu" (to za Orwellem) problemu z publicznego dyskursu. Tak mają się "rzeczy" we Wrocławiu, gdzie problem Pileckiego ulokowany jest nie w sferze "historyczności" i "godności miejsca" tylko w sferze… walki elit politycznych Wrocławia z samoorganizującymi się mieszkańcami. Bo jeśli pan Andrzej Kofluk @ Co wygra, to… może i nam się uda! A spraw do wygrania w 600 tys. mieście są tysiące!
Dodaj komentarz