Braun, Morawiecki – studium przypadków
W zasadzie tytuł tego artykułu powinien zostać uzupełniony konkluzją: „czyli jak zostać rusofilem !”. Jednak świadomie tego nie dopisałem, gdyż chciałem przyciągnąć uwagę czytających. Powodem chęci ich „przyciągnięci”, jest zamiar zwrócenia ich uwagi na pewien szczegół ciążący nad całym naszym „prawicowym”, żywiołowo rozwijającym się, życiem intelektualnym. Tym szczegółem jest przedziwna symbioza dwóch elementów myślenia o otaczającej nas rzeczywistości: emocji podbudowanej stereotypami z przeszłości.
Tak jak niegdyś Polską rządziły dwie „trumny” (Piłsudskiego i Dmowskiego), tak dzisiaj rządzą nami „kalki” z przeszłości. To „kalkowe” myślenie nakazuje nam w Rosjanach dostrzegać sama zło, (zbudowane na negatywnych doświadczeniach czasów PRL-u), zaś w Niemcach – dostrzegać ludzi, którzy – podobnie jak my – stali się przypadkowo ofiarami przebrzydłych „nazistów”, i przede wszystkim widzieć w nich „dobrodziejów”, którzy w stanie wojennym nieśli nam „bezinteresowną” pomoc humanitarną… Oczywiście są i inne „kalki”, według których Rosjanie to bratni nieszczęśliwy naród, który padł ofiarą niecnych komunistów, zaś Niemcy swój antypolonizm w różnych postaciach niemalże wyssali z mlekiem matki…
Tytułowi myśliciele – gdyż chyba tak należałoby ich określić – próbują od dość długiego czasu, skłonić Polaków do oddzielania w tej sferze biblijnego „ziarna” od „plewy”. „Plewami” są szumy informacyjne, które mają przykrywać rzeczywiste przyczyny bądź powody, które są „ojcami” i „matkami” różnych naszych niepowodzeń bieżących bądź w przeszłości, „ziarnami” zaś – wszelkie krążące poza głównym nurtem oceny zdarzeń, bądź co najmniej fakty, w oparciu o które, te oceny są formułowane.
Od pewnego czasu, zarówno Grzegorz Braun jak i Kornel Morawiecki, zyskali w tak zwanych środowiskach niepodległościowych miano rusofilów… Na tym polu bezkonkurencyjny jest pan Grzegorz, gdyż na jego „zasługi” składają się zarówno wypowiedzi apelujące o sceptycyzm w odniesieniu do współczesnych – pustych jego zdaniem – deklaracji anglosaskich, ze szczególnym uwzględnieniem amerykańskich (jak nie nie z nimi to z kim? – pytają adwersarze, jakby nie było alternatywy polskiej ripostuje GB), jak i pełne zachwytów wypowiedzi na temat polityki Romanowych z początków XIX wieku. Podobnie rzecz ma się z panem Kornelem, pomimo tego, że on skupił się jedynie na teraźniejszości odnoszonej do przyszłości – również i on „podpadł” z powodu stosunku do kwestii ukraińskiej, rozpatrywanej w kontekście polityki współczesnej Rosji i jej przywódcy Władimira Putina.
Odwołujący się do faktów wspomniani myśliciele, traktowani są niemalże jak Jezus przemawiający do faryzeuszy – słuchający najchętniej wyłączaliby mikrofon lub co najmniej zatykali uszy… Na jednym ze spotkań, z rozemocjonowanej sali, dało się słyszeć słynne sienkiewiczowski: „kończ Waść, wstydu oszczędź !”.
Jest to zastanawiające w tej sytuacji, w której zarówno pan Grzegorz, jak i pan Kornel, swoimi życiowymi dokonaniami bądź wyborami, przeczą tezie o rusofilstwie; pierwszy – realizacją „Transformacji”, drugi – szczerym antykomunizmem w trudnych czasach stanu wojennego.
Najsmutniejsze jest jednak to, że środowiska niepodległościowe niepostrzeżenie wpadły w pułapkę tzw. jedynie słusznej prawdy, która to nie pozwala krytycznie odnosić się do dowolnego z poglądów uznanych przez te środowiska za „kamienie milowe” prawdy i sprawiedliwości.
Spoglądając na opisywane zdarzenia w wymiarze jednostkowym, charakterystycznym jest, że poglądy obu myślicieli kontestowane są najczęściej z pozycji: „a ja się z tym fundamentalnie nie zgadzam”, przy całkowitym pomijaniu przywoływanych faktów bądź wątpliwości zaś poglądy adwersarzy są najczęściej bardziej wyobrażeniami niż rzeczywistymi obrazami analizowanej rzeczywistości.
W odniesieniu do poglądów pana Grzegorza w sposób szczególny odnosi się do wspomnianych Romanowych – adwersarze za nic mają metodę porównawczą Józefa Mackiewicza, który od zawsze głosił, że w sytuacji polskiej zawsze należy porównywać stan „przed” i „po” konkretnym wydarzeniu. Pan Grzegorz nieustannie udowadnia, że stan po każdym z powstań był zawsze gorszy… co nijak ma się do dominującego poglądu o tym, że znów „pokazaliśmy się światu z dobrej strony”! Kwestię obcych inspiracji adwersarze zawsze dziwnym trafem pomijają, że szczególnym uwzględnieniem korzyści niektórych beneficjentów…
W dość szczególną schizofrenię wpadają krytykujący poglądy pana Kornela w odniesieniu do kwestii ukraińskiej, gdy krytykuje on politykę „gorącej wojny” oraz nie uwzględniania interesów rosyjskich. Adwersarze zdają się nie zauważać zarówno bezsensowności działań zbrojnych (po ciężkich walkach faza negocjacji, które można było prowadzić na długo przed eskalacją konfliktu) jak i metodę „pełzających” rosyjskich faktów dokonanych. Głoszoną przez pana Kornela teorię o wspólnej przestrzeni „białego człowieka” zagrożonej od wschodu przez „żółtego”, adwersarze zbywają jednym zdaniem „Rosja to nie nasza cywilizacja”. W tej sytuacji wydaje się, że rozstrzygnie o tym „ten trzeci”, właśnie sadowiący się w Syrii i Iraku.
Zdaję sobie sprawę z tego, że przemawia przeze mnie lokalny patriotyzm, znajdujący wyraz w dość szczególnym, bo „dowrocławskim” doborze bohaterów artykułu. Zdaję sobie również sprawę z tego, że w różnych częściach Polski poglądy mogą być zupełnie inne, a to z powodu innych historycznych doświadczeń (odwieczny konflikt „warszawski” z „krakówkiem”). Jednakże chciałby zauważyć, że nasze wrocławskie doświadczenia i przemyślenia mają szczególny walor ze względu na historyczne okoliczności, które z naszego grodu uczyniły polską „wieżę Babel” lub – jak kto woli – I Rzeczpospolitą w mikroskali. Ubolewać należy jedynie z powodu utraty ducha wrocławskiego Sierpnia 1980 roku, kiedy to pod jednym dachem i na jednej sali, siedzieli obok siebie i dyskutowali: lewicowiec Modzelewski i prawicowiec Lenkiewicz. Trudno to dzisiaj wielu młodym zrozumieć, że nie pozabijali się, nawet słowem!
O braku kwalifikacji do oceniania rzeczywistości bądź ich braku, przekonamy się niebawem podczas zbliżających się wyborów samorządowych. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że rozemocjonowani patrioci i niepodległościowcy zagłosują tak jak zwykle… W imię „nie tracenia głosów” będą głosować według klucza na „swoich” – choćby byli do niczego, bądź przeciwko tym drugim, co to tylko dybią na (tu wpisać dowolną kombinację słów); własne zdanie i swoje „szare komórki” oraz „społeczny portfel” pozostawiając w domu i głosując jak zawsze – z większością…
A to, że fakty doradzają inny wybór, to… tym gorzej dla owych faktów!
p.s. Artykuł ukazał się po raz pierwszy w „Słowie Wrocławian” z października 2014 (nr 67) na stronie 12 pod tytułem: „Braun, Morawiecki – studium przypadków”.
Dodaj komentarz