Gruszki na wierzbie… i nie tylko…
Właśnie przeczytałem o świetlanej przyszłości Dworca Nadodrze. Jeszcze nie tak dawno z ust kompetentnie umocowanego oficjela słyszałem, że „miasto” nie ma pomysłu… No i – jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki – pomysł się znalazł… wszystko jest OK, tylko… No właśnie, jedno małe ALE: obecny plac pełniący rolę dworca autobusowego stanie się zieleniakiem, więc gdzie będą zatrzymywać się autobusy… Węzeł multimodalny jest piękny, ale kompletnie nie przydatny do pełnienia tej roli…
Przeczytałem sobie również o Śródmiejskiej Trasie Południowej… Dawno już nie widziałem równie chorego (nie tylko z powodu przerostu ambicji!) pomysłu. Czteropasmowe podwójne jezdnie, hektary asfaltu, kilkudziesięciometrowe dojścia do przystanków komunikacji zbiorowe. to – jak mawiał jeden z moich bliski – sen chorego cukiernika. Na szczęście, miasto jest w pułapce kredytowej i szybko się z niej nie wygrzebie, więc mieszkańcy wirtualnie skasowanych budynków mieszkalnych mogą spać spokojnie. Co więcej, dostają w prezencie czas do przyszłych wyborów samorządowych, aby się mogli nieco głębiej zastanowić o swoich w nich zachowaniach. Co równie ciekawe – na marginesie tego „festiwalu pomysłów” padło stwierdzenie o ostatniej kadencji Obecnego Sternika nawy lokalnej – no, pod warunkiem, że TERAZ zostanie wybrany po raz trzeci.
Jeszcze tylko artykulik na temat kolejnej, a jakże… fontanny – tym razem w Parku Staszica. I jesteśmy w wirtualnym raju. Co prawda, niektórym zalatuje to słynnymi wsiami potiomkinowskimi, no ale każdy czas ma swoje własne środki ekspresji. Za księcia Grigorija Aleksandrowicza wystarczały atrapy domów i dwóch chłopów palących ogniska, aby z oddali „robiły” za dymy z kominów… dzisiaj mamy wizualizacje i cierpliwe monitory… Lecz coraz trudniej o cierpliwych oglądaczy…
Na zakończenie odnotuję jeszcze zaporowy artykuł an temat finansowania partii politycznych pod znamiennym tytułem: Demokracji nie buduje się za “Bóg zapłać”. Dzisiaj nasza klasa polityczna kasuje nas na 126 mln złotych (no i jakieś 74 bańki na kampanie). Co prawda, w skali budżetu to niewiele, ale zważywszy na jakość towaru nabywanego za to grosiwo, to nóż w kieszeni się otwiera. Przypominam, że był kiedyś ruch, który nie chciał brać tej mamony, ale widocznie ta forsa jakoś wypiękniała… Czytam w tym artykule, że tęgie głowy pracujące na odcinku PR – Agnieszka Pomaska i Sławomir Nowak (…) proponują (…) by tych dotacji nie likwidować – ale jednocześnie chcą też zakazać finansowania z nich spotów reklamowych w telewizji i billboardów. Zamiast tego każde ugrupowanie miałoby obowiązek finansować think tanki. To rozwiązanie nie jest może idealne, ale na pewno dużo bardziej służy budowie zdrowych demokratycznych mechanizmów niż cięcie dotacji.
A wydawałoby się, że na świecie są już dopracowane koncepcje „w tym temacie”. Co do mnie – to jakiś ułamek procenta z PIT na wskazaną „bandę” polityczną… Ale to się chyba nie uda, gdyż odrodziliby się jacyś „nawiedzeni”, „chorzy z nienawiści” i „ksenofoby”… A przecież jest już tak pięknie – co prawda do wymarzonego modelu 1+1 jeszcze trochę brakuje…
Dodaj komentarz