Konsekwencja braku odwagi w myśleniu
W dzisiejszej (tj. z 24 września 2008) "Gazecie Wyborczej" można przeczytać artykuł pt. "S-5 na Poznań – domy zniszczyć, gniazda ocalić", w którym nie po raz pierwszy możemy opisywane są absurdy polskiego drogownictwa. Tak jest zawsze, gdy projektowanie w tym zakresie planiści przestrzenni oddają w ręce technologów i technokratów. Miast tyczyć drogi zgodnie z wymogami sztuki planistycznej zgadzają się oni na cząstkowe "rozwiązywanie problemów" przy pomocy prostowania i poszerzania dróg lub budowę obwodnic. A nikt nie chce zadać podstawowego pytania: czy droga S5 ma łączyć Wrocław z Trzebnicą lub Żmigrodem (wariant I), czy też – Wrocław z Poznaniem (wariant II). Jak dotychczas nasi drogowcy zawsze optowali za wariantem II, w wyniku którego na ruch dalekobieżny nakład się olbrzymi potok ruchu lokalnego (mieszkańcy, komunikacja zbiorowa, lokalne ruchy gospodarcze). Takie rozwiązanie zawsze sprzyja wzrostowi liczby wypadków, ponieważ inny jest stopień koncentracji uwagi kierowcy długodystansowego, a inny kierowcy, który "wyskoczył" po papierosy. Myślenie planistyczne winno poszukiwać odpowiedzi na pytanie, jak w najprostszy (co wcale nie znaczy najtańszy w trakcie realizacji!) sposób wyprowadzić drogę S5 z Wrocławia. Nasuwa się "oczywista oczywistość", że winna się ona podpinać do jednego z ważniejszych elementów miejskiego układu ulicznego. Na obszarze północnym tym elementem niewątpliwie jest Obwodnica Śródmiejska, a miejscem owego podpięcie – jej wiadukt nad linią kolejową Wrocław-Poznań. To od niego droga winna przebiegać równolegle do linii kolejowej (po jej zachodniej stronie), przekraczając ją wiaduktem w rejonie rzeki Widawy, dalej ponad rzeką i drogą Wrocław-Oborniki (tutaj konieczny węzeł). Dalej przebiegając po wschodniej stronie wsi Szewce, między wsiami Ozorowice – Strzeszów, aby na północ od Strzeszowa połączyć się z wariantem proponowanym przez fachowców a przebiegającym nieopodal miejscowości Borkowice (w połowie drogi łączącej Oborniki Śl. z Trzebnicą) w kierunku Żmigrodu.
Jednak takie widzenie wymaga odwagi w myśleniu, a ta skończyła się w połowie lat 80-tych minionego wieku. To jeszcze wówczas urbaniści przewidywali dla motoryzacji wrocławskiej na poziomie 120sam/1000 mieszkańców, wielopoziomowe trasy przecinające miasto wszerz i wzdłuż. Wszyscy wokół stukali się w czoło; a to z powodu wielkości wskaźnika, a to z powodu "nierealnych" rozwiązań inżynierskich. Dzisiaj mamy 300 000 zarejestrowanych samochodów w mieście o ponad 600 000 mieszkańców (wskaźnik bliski 500sam/1000mk!) i nierozwiązywalny problem komunikacji samochodowej w nim. A wystarczyło tylko trochę zawierzenia wiedzy i doświadczeniu urbanistów pracujących w WBPP oraz odwadze myślenia o przyszłości. Dzisiejszy świat, pomimo nieograniczonych możliwości realizacyjnych (jedyną barierą MOGĄ BYĆ pieniądze) "skarlał" intelektualnie, o czym może świadczyć pośrednio "ukatrupienie" autostrady A5 na rzecz drogi S5. Jednak i pomimo tego "skarlenia" proces degradacji myślenia postępuje nadal, o czym najlepiej świadczy przedmiot sporu w przywoływanym na wstępie artykule w "GW".
W tym miejscu nie mogę nie zacytować najsmakowitszego fragmentu dyskusji:
Cytat:
"Dr Wojciech Jankowski, który na zlecenie GDDKiA wykonał raport o oddziaływaniu inwestycji na środowisko, wyjaśniał, że na tych cennych terenach gniazduje pięć gatunków ptaków. Mieszkańcy nie mogli jednak uwierzyć, gdy okazało się, że występują w zaledwie kilku sztukach. Do tego Jankowski wyliczył, że cenne z punktu widzenia Unii są także ciągi drzew rosnące przy tamtejszych drogach oraz gaje i okołohektarowe laski.
– Mówi pan nam tutaj o jakichś wierzbach i topolach. Jakie one mają znaczenie? – pytał jeden z uczestników dyskusji.
– Dla Unii są istotne – zapewniał Jankowski.
– A ludzie? Z powodu kilku ptaszków chcecie nam wyburzyć domy? Zniszczyć dorobek całego życia? – denerwował się starszy pan.Stefan Czajka, projektant nowego przebiegu drogi, nie dawał za wygraną: – Wiemy, że nowy wariant przestrzennie wywoła chaos w istniejącej obecnie zabudowie. Jednak przepisy są przepisami.
– Tam oprócz ptaków jest też sporo nietoperzy – przekonywał dr Jankowski.
– A ludzie? Gdzie są ludzie? – oburzali się mieszkańcy. Pod ich presją doktor przyznał, że na nowym przebiegu trasy występują te same ptaki. – Tylko nie wszystkie i w mniejszej liczbie – wyjaśnił.Atmosfera dyskusji robiła się coraz bardziej gorąca. Ludzie przekrzykiwali się, wyliczając kolejne argumenty przeciw nowemu wariantowi drogi. Projektant z trudem się bronił."
No comments!
Dodaj komentarz