Heroiczne boje liberalizmu
Ś.p. Stefan Kisielewski scharakteryzował niegdyś socjalizm jako ustrój, w którym zwalczane są różne plagi będące naturalną konsekwencją ideologii socjalistycznej.
Ostatnie nasze polskie doświadczenia wskazują, że podobne „walki” toczone są w rzeczywistości zwanej liberalizmem, to znaczy w ustroju III RP. Katastrofa smoleńska, klęski powodziowe, zapaść na kolei – wszystkie te zjawiska miały miejsce w sprywatyzowanej rzeczywistości, „państwie minimum” i „państwie nocnego stróża” (że zacytuję klasyka JKM).
O granice absurdu ocierają się dwie kwestie: planowania przestrzennego i związanej z nim organicznie „przestrzeni publicznej”. Z jednej strony „święte” prawo własności interpretowane jako „wolność Tomku (bez skojarzeń!) w swoim domku”, z drugiej zaś granice wolności kończące się w miejscu gdzie zaczyna się wolność drugiego współrodaka. Liberalna władza z jednej strony bezradna jest wobec oczywistych naruszeń prawa do słońca, ciszy, świeżego powietrza, czystych ulic, bardzo ochoczo „reguluje” zachowania wolnych obywateli zakazując jazdy samochodem po ulicach miast, palenia papierosów w miejscach publicznych itp. itd. regulując i koncesjonując wszystko.
I pomyśleć, że na straży jakości planowania przestrzennego stoi samorządne, wiecznie dokształcane środowisko polskich urbanistów… Tylko urbanistyka jakby coraz gorsza! I jakby coraz mniej wizjonerska… Za to coraz bardziej partykularna! Dla wątpiących polecam kontemplowanie okolic Arkad Wrocławskich i Pasażu Grunwaldzkiego. Wrażenia estetyczne wręcz niezapomniane!
Dodaj komentarz