Jak to z tymi „carrefourami” niegdyś bywało
Walter Christaller, niemiecki geograf urodzony w 1893, w teorii ośrodków centralnych (opublikowanej w 1933 r.) spróbował wyjaśnić prawidłowości rządzące rozmieszczeniem, liczbą i wielkością miejscowości w systemie osadniczym (por il. nr 1) . Teoria ta opiera się na przekonaniu, że rozmieszczenie miejscowości wynika z pełnionych przez nie funkcji centralnych, tzn. takich działalności, które obsługują ludność mieszkającą na obszarze ich wpływu (obszarze obsługi, inaczej zaplecza). Poprzez termin „ośrodek centralny” rozumie się najczęściej miasto, może być nim jednak każda jednostka osadnicza, która zaspokaja potrzeby mieszkańców otaczających ją obszarów (np. wieś gminna); każde dobro i usługa centralna, np. piekarnia, poczta, szpital, ma różny zasięg rynkowy i różny próg sprzedaży (zasięg rynkowy to odległość, jaką konsument jest skłonny przebyć, aby skorzystać z danego dobra, czyli opłacalna odległość docierania dóbr centralnych; próg sprzedaży natomiast to minimalna liczba osób korzystających z danej funkcji centralnej, by jej lokalizacja była opłacalna w danym ośrodku). Funkcje niskiego rzędu (np. sklep spożywczy) mają niewielki zasięg rynkowy i niewielki próg sprzedaży, dobra wyższego rzędu (np. wyższa uczelnia) mają szeroki zasięg rynkowy i wysoki próg. Dobra niskiego rzędu są świadczone w dużej liczbie ośrodków, zarówno najmniejszych, jak i największych, a dobra wyższego rzędu – tylko w niewielkiej liczbie ośrodków [za wikipedia.pl].
Ilustracja 1: Model Christallera [z wikipedia.pl]
Przekładając to na język codzienności, Christaller poszukiwał odpowiedzi na pytanie: dlaczego wokół Wrocławia, mniej więcej w równej odległości, „historia” ulokowała miasteczka o podobnej wielkości i funkcji? Jeśli spojrzymy na mapę okolic Wrocławia (por. il. nr 2) w ujęciu historycznym, to odnajdziemy chronologicznie: Trzebnicę (1149), Oławę (XIIw./lok.1234), Strzelin (XIIw./1292), Oleśnicę (1214/lok.1255), Środę Śląską (1235) i Świdnicę (1267). Można również zauważyć, że odległość między sąsiadującym ze sobą ośrodkami miejskim była podobna (z niewielką korektą wynikającą z konfiguracji terenu, tj. Odry, góry Ślęzy i Wzgórz Trzebnickich). Te „wczesne” miasta pomyślane były przez swoich „lokantów”, tj. książąt piastowskich, jako ówczesne urzędy podatkowe, gdyż dzięki prawu składu i np. cotygodniowych jarmarków, obrót gospodarczy był pod ich, tj. książąt kontrolą. Jednak z biegiem czasu i postępującą kumulacją kapitału u mieszczuchów, a także stopniową degradacją rangi dworów (najczęściej w wyniku wymierania lokalnych dynastii), wzrastała rola patrycjatów miejskich, które samodzielnie już zaczęły ustanawiać własne „rynkowe” reguły gry. To wówczas pojawiły się „związki branżowe” (cechy) i różnego rodzaju koncesje, będące pochodną od prawa do stanowienia praw wszelakich. Wszystko to powodowało, że życie za murami miejskimi był określone i mocno reglamentowane. Dzięki temu miasta wygrały ówczesną „wojnę o handel”, stając się niebawem powiernikiem finansowym producentów rolnych, kupując od nich hurtowo i udzielając pożyczek.
Ilustracja 2: Okolice Wrocławia [z google.maps.pl]
Dlatego też wielcy producenci, a byli nimi wówczas magnaci, próbując przeciwstawić się temu procesowi fundowali własne miasta, ustanawiając dla ich swoje prawa. Najznamienitszym tego przykładem (aczkolwiek nie śląskim) jest Zamość , który na mocy przywileju lokacyjnego wystawionego przez kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego założony został w 1580 roku. Kanclerz, świetny znawca mentalności mieszkańców ówczesnej Rzeczypospolitej nie omieszkał osiedlić w niej przede wszystkim współczesnych mu „biznesmenów”: Greków , Ormian i Żydów, przeznaczając im dzielnice wyposażone w ich własne „centra kulturalno-biznesowe”, tzn. kościoły i bóżnica (por. il. nr 3). Kanclerz nie zapomniał również o własnych interesach, czyniąc miasto stolicą założonej przez siebie Ordynacji, która była powrotem do sytuacji, w której to udzielny i dziedziczny „książę” ustalał na jej obszarze własne „reguły gry”. Ordynacja to niepodzielny majątek, dziedziczony przez najstarszego potomka z rodu. Powstawała poprzez wyłączenie określonego obszaru ziemskiego spod ogólnych przepisów prawa i nadanie mu specjalnego statutu zatwierdzanego przez sejm. Zgodnie ze statutem dzielenie majątku oraz dziedziczenie go przez kobiety było zakazane. Sejm nakładał na ordynację obowiązek utrzymywania w pogotowiu stałej (proporcjonalnie do majątku) siły zbrojnej, gotowej do obrony kraju (za wikipedia).
Ilustracja 3: Plan Zamościa [z wikipedia.pl]
Christallera zauważył, że proces hierarchizacji ważności miast postępował; niektóre spośród primus inter pares stawały się „równiejsze” i dlatego Wrocław stopniowo awansował w ramach struktur ponadlokalnych, stając się w ostateczności w jego teorii Gaustadtem, tj. miastem będącym o szczebel wyżej niż stolica prowincji (Provinzhauptstadt).
Ówczesne miasta stawały się punktami, gdzie krzyżowały się rozliczne interesy i wpływy. Stawały się tytułowymi „ carrefourami”, ujednoznaczniając swój poziom oddziaływania. Wspólną ich cechą była jednak koncentracja produkcji, handlu i usług, a więc w dzisiejszym rozumieniu administrowały „wartością dodaną”.
„Rewolucja techniczna” i technologiczna, zaburzając ten układ doprowadziła do tego, że w dość poprawnie zagospodarowanej przestrzeni pojawiły się miasta „polipy”, które były „ carrefourami” nowego typu. I tak Łódź była „ carrefourem” tanich gruntów leżących nad licznymi rzeczułkami i bawełną sprowadzaną położoną nieopodal linią kolei żelaznej… Katowice wyrosły na węglu, żelazie i okolicznych lasach, a Bydgoszcz – na żegludze śródlądowej związanej z kanałem łączącym Brdę z Notecią, a w konsekwencji Wisłę z Odrą. O ile Łódź „odpowiedziała” na historyczne zapotrzebowanie na stolicę „dzielnicy senioralnej”, lokalizowanej w trójkącie Sieradz-Łęczyca-Piotrków Tryb. (por il. nr 4), to pozostałe „polipy” weszły w konflikt prestiżowo-administracyjny. I tak mamy „wojny” Gorzowa z Zieloną Górą, Kalisza z Ostrowem Wlkp., Torunia z Bydgoszczą, czy też Krakowa z Katowicami.
Ilustracja 4: Położenie Łodzi w centrum historycznych ziem polskich [za prof. A. Piskozubem]
Na Ziemi Wrocławskiej „wojny” te były bezkonfliktowe jednak zaowocowały „Świdnicą Kolejową” w Jaworzynie Śląskiej (niektórzy lokalizują ją w Kątach Wrocławskich) i „Trzebnicą Kolejową” w Obornikach Śląskich.
Zjawiska te doprowadziły do znacznego „rozcieńczenia” aktywów, które gdyby ulokować w jednym miejscu, w nowym ośrodku „zamiennym”, podniosłyby rangę tych, mieszczących się w modelu Christallera.
Mogłoby się wydawać, że to wszystko było, przeszło, minęło. Jednak problem w tym, że współcześni Polacy, nie za bardzo chcą wyciągać wnioski z przeszłości. Dzisiejsza „de-handlyzacja” i de-usługizacja” centrów współczesnych miast, na rzecz rozmaitych „parków” położonych na obrzeżach miasta, a niekiedy jak to ma np. miejsce w ich centrum, jest niczym innym jak właśnie dowodem na niezrozumienie procesów badanych przez Christallera. Dołóżmy do tego tak ważny dla spokoju mieszkańców, a zabójczy dla funkcji centrotwórczych (wg definicji Christallera) postępujący proces de-motoryzacji, to łatwo zrozumiemy obawy niektórych, że „detroizacji” niebawem ulegną i polskie miasta.
Prosta droga ku temu prowadzi poprzez zamienianie centrów miast w jedną wielką „parterową” karczmę piwną i „piętrową” noclegownię, przy grupowaniu pozostałych funkcji w „centrach” lub „parkach handlowych”. I o ile „Park Bielany” można byłoby nazywać polipem, to cały kompleks „Magnolii” staje się wielkim „wrzodem” na ciele miasta, ze wszystkim skutkami ubocznymi… a to z powodu dopuszczenia funkcji mieszkalnej na jego terenie. To ostatni etap upadku historycznej roli „miasta”, tj. urzędników miejskich administratorów miasta.
Kiedyś kończyło się to fizycznym zniszczeniem konkurenta lub zlikwidowaniem jego odrębności, a dzisiaj; co z tym począć? O tym w kolejnym artykule.
A jaki to wszystko ma związek z tytułem? Ano taki, że „miasta” nowego typu (w rozumieniu modelu Christallera) przeniosły się na skrzyżowania, rozdroża lub rozwidlenia dróg (od francuskiego carrefour)!
p.s. Artykuł ukazał się po raz pierwszy w „Słowie Wrocławian” z września 2013 (nr 55) na stronie 34 pod tytułem: „Jak to z tymi „Carrefourami” niegdyś bywało”.
Dodaj komentarz