Twórca i jego dzieło

Posted on poniedziałek, 24 maja, 2010 o 19:00 w

10 kwietnia 2010 roku pani Ewa poszła pod Pałac Prezydencki w Warszawie. Jako profesjonalistka wzięła ze sobą swój warsztat pracy – kamerę filmową. To, co tam zobaczyła, poczęła rejestrować na „taśmie filmowej” (jako laik nie wiem, czy to się jeszcze tak robi!). Na swej „drodze” spotkała red. Jana Pospieszalskiego i to dzięki niemu, i przez niego – co mogła wielokrotnie zaobserwować i usłyszeć – ludzie „otwierali się”, mówiąc otwartym tekstem to, czego nigdy nie odważyliby się powiedzieć publicznie. Zapewne „otwierali się” ci, którzy takiego otwarcia potrzebowali. Inni, pozostali – z poczuciem zawodu, że nie mają komu wykrzyczeć swoich racji – zaciskali jedynie zęby… Pani Ewa pracę swoją zakończyła a dzieło i pod roboczym tytułem „Będę tu” oddała na pastwę „świata mediów”.

I cóż się okazało? Ano, ze „świata mediów” wyszła jego prawdziwa natura. Natura producenta faktów „medialnych”. Faktów, za które wielcy tego świata gotowi są płacić krocie. Dzięki tym pieniądzom można kreować celebrytów, którzy na wizji i fonii podnoszą wagę owych faktów. Jeśli fakty mają wartość dodatnią – to w ustach celebrytów i ich klakierów owe fakty zwielokrotniają wartość „rynkową”. Pod pojęciem „rynkową” kryje się konkretna wartość przeliczalna na ogłoszenia umieszczane w mediodajni – źródle konkretnego faktu. Jeśli zaś fakt jest rzeczywisty, nie wykreowany przez „mediodajnię” – to tym gorzej dla tego wydarzenia.

Dygresja: jeśli w życiu codziennym mamy jakiś problem z oceną rzeczywistości, to albo próbujemy poszerzyć perspektywę tzn. rozpoczynamy badanie problemu poprzez poszukiwanie analogii lub podobnych przypadków, albo – poprzez spojrzenie na rzeczywistość z lotu ptaka – badamy kontekst konkretnego wydarzenie przepuszczając przez pryzmat uogólnień.

Krytycy dzieła pani Ewy skupili się przede wszystkim na szeroko rozumianym „warsztacie”, tj. np. braku wypowiedzi innych niż te dominujące, rozciągając w końcu swoje „zdetalizowane” spojrzenie na aktualny wycinek rzeczywistości TVP: a to, że koalicja PiS-SLD, a to, że Pospieszalski to be – tak jak gdyby to pani Ewa była wszechpotężnym demiurgiem. I tak ciągle, i tak dalej… Niestety, coraz dalej od rzeczywistości widzianej z lotu ptaka. A z tej perspektywy widać było: przeganianą przez zgromadzonych wybitną Panią Redaktor, dziennikarzy skrywających swoje „insygnia” redakcyjne i nielicznych, zdegustowanych malkontentów, których – zdaniem mediodajni – liczba szła niemalże w tysiące. Widoczne były również zalegające wszędzie egzemplarze jedynej Gazety, której branie do ręki w tym kontekście – nie było trendy.

Wiele wskazuje na to, że zmasowany atak mediodajni spowodowany był nie żadną troską o dobro wspólne, tj. PRAWDĘ, lecz jedynie wynikał …z poczucia zagrożenia o własną przyszłość. Otóż w tych dniach, media elektroniczne popełniły sepuku, pokazując Parę Prezydencką w diametralnie odwrotny sposób niż przez całą kadencję. Pokazały, bo zostały niejako zmuszone sytuacją – gdyby tego nie zrobiły utraciłyby do reszty dotychczasową wiarygodność. Dziennikarze na wyprzódki próbowali za wszelką cenę i wszelkimi sposobami udowodnić, jacy to oni są trendy tzn. współczujący i zasmuceni tym że tak Wspaniałych Ludzi już nie ma wśród żyjących. Cała ta operacja odniosła jednak odwrotny skutek – fala odbita spowodowała, że ludzie – dotychczasowi „zjadacze medialnych faktów” przejrzeli na oczy. Słupki zmieniły trendy, PRAWDA chwilowo triumfowała. Nie triumfowali jedynie księgowi mediodajni wieszcząc zapaść na rynku reklam…

Trzeba było zatem znaleźć jakiegoś „czarnego luda” i przypisać mu winę za całą sytuację. Medialne faktodajnie odnalazły go w osobie red. Jana Pospieszalskiego, dopisując do tego „przestępcy” – „mówiąc” nieodległą poetyką – współsprawczynię „czynu zabronionego” w osobie Ewy Stankiewicz, która to jedynie starała się wykonać swój zawód najlepiej jak potrafiła…

W roku 1980 społeczeństwo postanowiło odebrać dyletantom PRL . W 1989 – odebrało władzę polityczną, jednak – niestety – oddało w ręce amatorów (w słownikowym znaczeniu tego słowa). Film pani Ewy pokazał, że społeczeństwo dorosło do dokończenia rewolucji… Tym razem cel może być tylko jeden – odebrać Państwo amatorom i oddać je SOBIE. I o to toczy się bój. Chwilowo chodzimy po polu minowym i niektórzy wylatują w powietrze na „minach”. Miny nie wybierają i dlatego obok Palikota i Niesiołowskiego „wylatują w powietrze” różni możni tego świata, którzy – dzięki dziwnym zrządzeniom Opatrzności – mają w ostatnich czasach olbrzymie możliwości wykazania się… Czasami – niestety – i uczciwi obrywają odłamkami… Gazeta Polska, Braun Stankiewicz… Najwyższy czas myśleć, że samorządne społeczeństwo potrzebuje niezależnej prasy, prawdziwych filmów… Bez współfinansowania przez dotychczas pirackich konsumentów się nie obejdzie! Czas już na „piratów” w służbie Rzeczypospolitej, o czym między wierszami mówił pięknie pan Kornel Morawiecki tutaj

Pani Ewa zaś udowodniła, że obok dominującej obecnie w mediach szkoły „Golicyna” (kłamać, kłamać operując prawdziwymi faktami) może być również szkoła operowania faktami w imię PRAWDY!

p.s. Niniejszy wpis jest pokłosiem mego wystąpienia w sobotę 22 maja br. w Infopunkcie na ul. Łokietka 5. Jest również głosem polemicznym w stosunku do niektórych innych wpisów na temat spotkania z panią Ewą Stankiewicz.

Skomentuj

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Top