Z Budapesztu widać lepiej?

Posted on sobota, 4 maja, 2013 o 07:49 w

Czytam oto, że najnowszy sondaż przeprowadzony wśród Węgrów, daje nacjonalistom z Jobbiku drugie miejsce w wyborach. Nie dziwi to w chwili, gdy aktualna ekipa rządowa „sprząta” po 8 latach rozrzutnych i zdemoralizowanych socjalliberałach. Jak każda rewolucja – a w przypadku Węgier mamy do czynienia z takową – na szczęście nie krwawą, a jedynie konstytucyjną, wywołuje wśród części obywateli niezadowolenie z powolności efektów zmian oraz ich ograniczeń. Tym łatwiej zatem zdobywać „punkty” ugrupowaniom, które nie praktykując władania na codzień mają usta pełne pomysłów na lepszą świetlaną przyszłość. Historia rządów demokratycznych dowodzi, że każdorazowo gdy takowe ugrupowania dochodzą do włądzy, w pierwszych słowach słychać zawsze, że nie przypuszczali, iż sprawowanie władzy jest takie trudne i skomplikowane…

Wydaje się, że historyczna spuścizna Wielkich Węgier, podobnie jak Rzeczpospolitej Obojga Narodów, chwilo przerasta pojmowanie jej zarówno przez współczesnych Węgrów jak i Polaków. Odwoływaniu się do wielkich wydarzeń historycznych najczęściej nie towarzyszy poszerzona refleksja nad okolicznościami ich zaistnienia. Śp. Piotr Wieczorkiewicz postulował wręcz konieczność napisania tych historii od nowa po to, aby dzisiejszym okiem spojrzeć na minione wydarzenia przez pryzmat współczesnej wiedzy z zakresu ekonomii, socjologii czy cybernetyki.

Jak dziś, pamiętam moje wielkie zdziwienie, gdy w książce o Tatrach przeczytałem, że największym problemem Galicji pod koniec XIX wieku był spór… polsko-węgierski o Dolinę Rybiego Potoku w rejonie Morskiego Oka (!). Ten spór dostaliśmy niejako „w pakiecie” razem z autonomią, zaś Węgrzy – z Cesarsko-Królewską monarchią, podobnie jak o wiele poważniejszy problem miedzy austriackim krajem koronnym – Galicją i Lodomerią a królestwem Węgier. Był nim kilkudziesiecioletni przemyt (w obie strony) towarów przez granicę tych dwóch częsci skladowych habsburskiego mocarstwa. Być może gdybyśmy dzisiaj mieli wspólną granicę, kwestia ta rozpalałaby umysły szczerych patriotów i skrajnie prawicowych nacjonalistów. Ta kursywa nie pojawiła się w poprzednim zdaniu bynajmniem przypadkiem, gdyż takie to epitety padały z ust red. Joanny Lichockiej w wywiadzie z red. Tomaszem Sakiewiczem i red. Wojeciechem Muchą, zamieszczonym na stronie Telewizji Republika. Z filozofią taką próbował polemizować Krzysztof Bosak w innej audycji tej telewizji prowadzonej przez red. Katarzynę Gójską-Hejke. Niestety, nie dane mu było się przebić przez „formułę Moniki”, tj. ciagłe przerywanie jego wystapienia i nachalne „naprowadzanie” na główną tezę wywiadu…

A szkoda, gdyż wydaje się, że pan Krzysztof jest kluczową postacią tej części sceny politycznej. Piszę to z tym bardziej większą satysfakcją, gdyż w latach 2001–2004 studiował architekturę na Politechnice Wrocławskiej (!). W 2000 r. wstąpił do Młodzieży Wszechpolskiej we Wrocławiu, rok później zaczął działać w tej organizacji w województwie lubuskim, sprawując funkcję pełnomocnika, a w latach 2003–2004 prezesa okręgu. W 2002 był członkiem rady naczelnej MW, od lutego 2004 do kwietnia 2005 sekretarzem zarządu głównego, następnie do listopada 2005 rzecznikiem prasowym. 7 listopada 2005 objął stanowisko prezesa krajowego Młodzieży Wszechpolskiej, funkcję tę pełnił do 17 grudnia 2006.

W 2001 wstąpił do Ligi Polskich Rodzin. W wyborach samorządowych w 2002 r. bez powodzenia kandydował z jej ramienia do sejmiku lubuskiego. W wyborach parlamentarnych w 2005 uzyskał mandat poselski, kandydując z dziesiątego miejsca listy LPR w okręgu zielonogórskim. W Sejmie V kadencji zasiadał w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz w Komisji Kultury i Środków Przekazu. Był również członkiem delegacji polskiego parlamentu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy oraz wiceprzewodniczącym zespołu parlamentarnego Polska-Stany Zjednoczone i grupy bilateralnej Polska-Izrael. Sprawował też funkcję sekretarza Sejmu RP V kadencji.

W 2006 został dokooptowany do rady politycznej LPR i powołany przez zarząd główny partii na pełnomocnika do stworzenia Ruchu Młodych LPR. Objął także stanowisko prezesa wojewódzkiego partii w lubuskim. (…). 13 czerwca 2008 zrezygnował z członkostwa w LPR, wycofując się także z polityki. Po odejściu z Fundacji Republikańskiej w grudniu 2012 włączył się w działalność Ruchu Narodowego, nieformalnej organizacji mającej na celu zjednoczenie narodowej prawicy w Polsce. Na początku 2013 wszedł w skład rady decyzyjnej tej organizacji. (za wikipedia pl). Z wydarzeń medialnych warto odnotować jego miażdżącą polemikę z Moniką RichardsonTak bogatego życiorysu przy tak młodym wieku można jedynie pozazdrościć!

W przywołanym życiorysie wielu z nas może i siebie odnaleźć. Jednak jak to w życiu bywa, pewne sprawy pozostają niejako w cieniu… Czytam: po odejściu z Fundacji Republikańskiej… i przypominam sobie jego pełne zaangażowania wystąpienie we Wrocławiu. Zatem nie sądzę, aby było to odejście – raczej sądzę, że była to jedynie propozycja nie do odrzucenia: albo FR albo RN. Ale, być może się mylę?!

Moim zdaniem „spór o Morskie Oko” niejedno ma imię. Wracając zaś do Jobbiku warto zauważyć, że zrównywanie z polskim Ruchem Narodowym dowodzi jedynie nieznajomości problematyki.

Czym innym jest węgierski problem utraty 2/3 terytorium za życia jeszcze pamiętających czasy świetności CK Austor-Węgier, a czym innym – przywoływanie katastrofy Rzeczypospolietj z końca XVIII wieku; czym innym jest węgierski problem dwóch 200-tysięcznych mniejszości, czym innym – problem ze śladowymi mniejszościami narodowymi w RP.

Podobne jest natomiast jedno: instrumentalne traktowanie Węgrów i Polaków mieszkających poza granicami państw narodowych, gdyż od momentu budowy państw narodowych problem ten jest nierozwiązywalny, stanowiąc jednocześnie wygodny pretekst do ingerencji z zewnątrz. Działania niemieckiej V kolmuny w 1939 roku jest tutaj argumentem skrajnym. W „palecie” zastosowań mamy zarówno spór o pisownię nazwisk, jak i stosunek do rzezi wołyńskiej oraz autonomia dla Węgrów siedmiogrodzkich. Pisząc nierozwiązywalny rozumiem przez to  „kwadraturę koła”, którą można co prawda w przybliżeniu wyliczyć, jednak dokładnie nie da się określić. I owo przybliżenie jest szczeliną, przez którą sączona jest trucizna, której na imię… No właśnie co?

I bez znalezienia tej granicy –  a musi ona być  „twarda”, gdyż zawsze jako małe narody będziemy podtruwani niebezpiecznymi inspiracjami z zewnątrz. Pisząc z zewnątrz mam na myśli wszystkie strony świata… Na marginesie dam, że mim zdaniem część ekscesów nacjonalistycznych na Węgrzech jest inspirowane przez czynniki czy też służby zewnętrzne, bo absolutnie nie są one przeprowadzane w interesie rządu i narodu węgierskiego!

Ale co ja godom; to wszystko co napisałem powyżej to jedynie rojenia głosiciela teorii spiskowej. Wszak wszystkim wokół już dawno wytłumaczono, że życie publiczne może być lekki, proste i przyjemne. Wystarczy władzę oddać w ręce ludzi bezproblemowych.

Jak napisali węgierscy konserwatyści w liście do Obywateli Europy: dewizją lewicą rządzącej do niedawna na Węgrzech było stwierdzenie: „Może to niemoralne, ale legalne”. I chyba w Polsce też  „w tym temacie” jest coś na rzeczy…

Zatem nie udawajmy, że pewnych problemów nie ma! I nie piszmy o „odejściach”!

 

 

/strong

Skomentuj

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Top